czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 8


Pochowane Żywcem

Dni mijały, a Raito pozostawał niewzruszony. Ignorował innych członków grupy, zabierając się za śledztwo z nowym wigorem. L nic nie mówił o tej odmianie, ale Raito zanotował, jak L pociera swoją dolną wargę i stały dźwięk jego palców uderzających o zimny blat stołu, gdy nie szukał nowych dokumentów. Czuł również spojrzenia L pozostające coraz dłużej na nim, jakby oczekiwał, że brunet nagle odwróci wzrok i ich oczy się spotkają. Raito nie poddał się; po prostu trzymał swoją głowę schyloną do komputera, a palce poruszające się. Nie pozwoli sobie na żadne więcej pomyłki.

Bębnienie deszczu o okno sypialni obudziło go pewnej przygnębiającej nocy, a brunet odwrócił się lekko, próbując ignorować hałas. Poczuł pieszczotę na policzku, ale szybko się zrelaksował, wracając do snu. Zaraz zanim znowu zasnął, poczuł coś miękkiego – podejrzanie przypominającego usta – na swoim czole. Odwrócił się od dotyku, zanurzając się w świecie snu, w którym emocje nie mogły go zranić.

Znowu obudził go deszcz. Jęcząc, obrócił się i przycisnął głowę do poduszki, próbując lekceważyć hałas tak, jak ostatnio. Poduszki powinny blokować takie niedogodności; dlaczego to nie działało? Deszcz działał mu na nerwy, podnosząc tępo. Szybko wstał, jego rdzawe oczy zwęziły się. Był sam.

Zaciekawiony, Raito pociągnął swoją prawą ręką, a łańcuch łączący go z jego drugą połową okazał się luźny. To oznaczało, że Ryuuzaki nie jest w pokoju i z jakiegoś powodu postanowił go opuścić. Patrząc na zegarek, zauważył, że jest dopiero czwarta rano. Spał dwie godziny. Tylko dwie godziny. Brunet przeciągnął się i wstał, ręka w roztargnieniu owijała łańcuch wokół pasa. Zahaczył kajdanki przez pętlę i wyruszył na poszukiwania swojego spokojnego kompana. Okazało się, że L nie jest w żadnym z pokoi, które dzielili. Znajome niebieskie światło nie rozświetlało salonu, żadne złote palce nie wystawały spod drzwi łazienki czy kuchni. Marszcząc brwi, Raito otworzył drzwi i wyszedł na korytarz, oczy szybko przyzwyczajały się do nowych ciemności. Jego stopy niosły go w dół korytarza – winda wciąż była na ich piętrze, więc L nie zjechał niżej – aż zauważył delikatne światło wydobywające się zza jednych drzwi.

Dotknął klamki, naciskając lekko. Drewno nie wydało żadnego dźwięku gdy ostrożnie zajrzał do środka. Był to mały pokój, bardzo podobny do jego i L, ale bez kuchni i z mniejszą kanapą. Światło wydzielała właśnie kanapa i Raito nieufnie postąpił w jej kierunku delikatnie zamykając za sobą drzwi. Łańcuch był zimny przy jego nadgarstku, a on potarł go w roztargnieniu.

Wyjrzał za brzeg kanapy i był dość zaskoczony, gdy znalazł tam detektywa, jedna ręka okrywała oczy, usta otwarte i oddychające delikatnie. Komputer był usadowiony na jego kolanach, wciąż chodził. Raito skupił się na tym, czego szukał L. Obrazy przesuwały się, jak gdyby laptop samodzielnie szukał informacji. Raito z zaskoczeniem zauważył siebie na jednej fotografii. Było ich mnóstwo, jego przy codziennych czynnościach takich jak nauka czy rozmowa z Misą… Zaraz… Rozmowa z Misą?

„Yagami Raito, prawdopodobny podejrzany w sprawie Kiry. Wiek – osiemnaście lat, student jednej z najlepszych uczelni. Materiał dowodowy dostarczył powodów, by umieścić młodego człowieka w areszcie, ale coś poszło nie tak. Podczas izolacji zdaje się, że stracił wszystkie wspomnienia tego, co zrobił i kim jest Kira. To samo można powiedzieć o Amane Misa."

„Amane Misa, prawdopodobny podejrzany o bycie Drugim Kirą." znowu, przeróżne zdjęcia Misy przesuwały się przed Raito. Znów były to zdjęcia codziennych czynności, ale jedno przyciągnęło jego oko. Była na nim Misa stukające do jego drzwi, oglądająca się przez ramię, czy nikt jej nie śledzi. Raito drgnął, przyciskając dolny przycisk by zobaczyć, co L ma na Misę.

„Prestiżowa modelka często pokazywana w różnych młodzieżowych magazynach Japonii. Specjalna relacja z Yagami Raito. Prawdopodobieństwo bycia Drugim Kirą: 79.8 procent."

Raito szybko przesunął ekran do swojego procentu. Jeśli L myśli, że on naprawdę jest Kirą, może to nie jego wina, że był niechętny by okazywać mu swoje emocje. To możliwe, tak?

„Prawdopodobieństwo, że Yagami Raito jest Kirą: 98.3 procent."

Raito zrobił krok w tył, oczy szeroko otwarte. L naprawdę myślał…. Raito położył rękę na czole i zamknął oczy, starając się uspokoić. Dziewięćdziesiąt osiem procent. L był na dziewięćdziesiąt osiem procent pewny, że Raito był Kirą, seryjnym mordercą. A więc to prawda. L nic do niego nie czuł, chciał tylko poprowadzić go do egzekucji. Raito poczuł się chory. Zrobił następny krok w tył, i następny, aż jego plecy uderzyły w drewno. Odwrócił się, szukając klamki i otwierając je gwałtownie, ignorując jęk zawiasów. Musiał uciec. To było zbyt wiele.

Nie zauważył hebanowego spojrzenia, obserwującego jego ucieczkę.

Raito nie spał przez resztę nocy. Udawał, gdy L wrócił do pokoju by zapiąć kajdanki. Raito nie powiedział nic, gdy detektyw potrząsnął nim, postanawiając pozostać w ciszy. Nie obchodziło go, że będzie to wyglądać podejrzanie; detektyw najwyraźniej był pewien jego winy. Ale Raito nic nie wiedział o byciu Kirą. Nic nie pamiętał. Jedyne wspomnienie dotyczyło dnia, gdy poznał detektywa i poczuł z nim jakąś więź. Teraz… teraz te uczucia zostały żywcem pochowane. Fascynacja wciąż tam była, ale jak Raito mógł kochać kogoś, kto brał go za mordercę?

Ten dzień był wypełniony ciszą. Matsuda próbował nawiązać rozmowę, ale Raito nie odezwał się ani słowem. Misa zgotowała wizytę w ich biurze, ale on tylko odplątał się z jej ramion nie okazując żadnych emocji. Był niewzruszony, kompletnie pusty. Nie potrafił dobrze myśleć. Sprawa Kiry przyjęła całkiem nowy obrót. Czym on był? Może naprawdę zabójcą?

Raito nagle poczuł, że zostaje wytrącony z równowagi i odkręcony delikatnie na krześle, patrząc się pusto w czyste oczy L. Detektyw nic nie powiedział, tylko podniósł dwa palce swojej zakutej ręki. L uniósł głowę, starając się zrozumieć bez potrzeby mówienia. Drużyna przyglądała się w ciszy.

„Ile palców trzymam w górze, Yagami-kun?"

Znowu po nazwisku. Nie było to zaskoczeniem dla Raito; byli obserwowani. Najwyraźniej L nie mógł pozwolić sobie na okazywanie więzi z podejrzanym.

Raito nic nie powiedział, tylko podniósł swoją rękę i skopiował ruch detektywa. L zmarszczył brwi i wystawił całą rękę. „Teraz?"

Raito skopiował ruch.

L westchnął i wysunął się z krzesła, pociągając Raito za łańcuch, dając mu do zrozumienia, by wstał. Brunet podążył za nim w milczeniu, patrząc w dół na srebrne ogniwa łączące go z jego drugą połową. Zastanawiał się niewyraźnie, co L by pomyślał, gdyby zniknął w nocy, gdyby zignorował to całe 'zakucie-dla-bezpieczeństwa' i odszedł. Czy mógłby to zrobić?

Zastanawiając się nad tym, poczekał aż otworzą się drzwi windy i wszedł wolno, L prowadził go. Pozostał w ciszy aż weszli do ich pokoju, gdy L odwrócił się do niego i przyszpilił go wzrokiem.

„Raito-kun, nie podoba mi się twoja nagła niedyspozycja. Martwisz drużynę i mnie. Co się stało?"

Raito patrzył na detektywa, kompletnie wypłukany z emocji. Tak chyba czuł się Kira, gdy wymierzał sprawiedliwość kryminalistom, prawda? Więc, jeśli L i tak jest pewny że on jest Kirą, to czemu miałby nie podjąć tej całej szarady, sprawić, by L uwierzył, że jest seryjnym mordercą? Lekki uśmiech rozkwitł na jego ustach.

„Nie rozumiem, Ryuuzaki. Jestem po prostu sobą. Czego więcej oczekujesz?" zapytał miękkim głosem, patrząc jak twarz detektywa przechodzi od furii do niedowierzania.

„Nie oczekuję po tobie niczego więcej, Raito-kun. Ale uważam cię za przyjaciela, a przyjaciele powinni sobie pomagać, prawda?"

„Błąd, Ryuuzaki. Jesteś dla mnie nikim."

Raito odwrócił się, pociągając za łańcuch by pociągnąć za sobą detektywa. Mógł wciąż widzieć w wyobraźni twarz L, niedowierzanie wykrzywiające jego rysy. Smutny uśmiech pojawił się na jego wargach, gdy opuścił głowę, wchodząc do windy. L stał u jego boku, ręce trzęsły się lekko, paznokieć uchwycony w zębach. Jego policzki płonęły, oczy patrzyły na niego. Wyglądał, jakby przyjął na siebie potężny cios.

A Raito nie czuł nic.

Znów obudził go deszcz. I znów Raito poczuł delikatną pieszczotę na policzku i miękkie usta na czole. Zignorował je, odwracając się tyłem i przytulając poduszkę. Jego oczy otworzyły się chwilę później gdy drzwi się zamknęły. Usiadł, pociągając za łańcuch leżący luźno na materacu. Kiwając głową, oplątał go delikatnie wokół nadgarstka i poczekał następne dziesięć minut zanim wstał. Rozglądając się po słabo oświetlonym pokoju sprawdził całe mieszkanie, jak zwykle, gdy budził się sam, ale L nie było. Nie zaskoczyło go to i Raito poszedł do kuchni.

Szafki były wypełnione słodyczami, podobnie jak lodówka. Wyłowił dwie butelki wody i upchał je w kieszeniach wraz z mniej słodkimi produktami. Wracając do sypialni, grzebał w swoich ubraniach aż znalazł swój portfel i ostrożnie umieścił go w tylnej kieszeni. Chwycił kurtkę, zarzucił ją na ramiona, łańcuch wciąż owinięty wokół nadgarstka. Przejrzał się w lustrze zanim ruszył do drzwi.

Otworzyły się bezdźwięcznie, a on ostrożnie wyśliznął się na korytarz, szukając znajomego blasku wydobywającego się spod drzwi. Uspokojony, widząc niebieski poblask pod piątymi drzwiami Raito odwrócił się i podszedł do windy. Zamknięty w metalowej pułapce nacisnął guzik głównego poziomu i czekał, jego umysł wirował. Czy naprawdę to zrobi? Co się stanie, jeśli drużyna zauważy, że zaginął, gdy L wróci do pustego łóżka?

Raito nagle przestało to obchodzić, a gdy drzwi otworzyły się, wypadł z windy, przechodząc koło cichych monitorów, koło komputerów i pustej kanapy. Ominął ochronę i wyszedł na parking. Był pusty, tak jak wnętrze, a on skierował się do metalowych drzwi prowadzących na zewnątrz. Jego palce zacisnęły się na klamce, jego umysł przedstawił mu możliwe konsekwencje takiego działania. Nagłe odrętwienie opanowało go i otworzył drzwi, pozwalając, by deszcz spłukał pusty garaż, a wiatr rozwiał jego włosy. Był prawie wolny.

Drzwi zamknęły się za nim w końcu, a on szedł z rękami głęboko w kieszeniach, twarz wtulona w kołnierz kurtki. Wiatr zawzięcie chłostał go ze wszystkich stron, zamieniając jego włosy w spiralę rdzy. Nie obchodziło go to.

Po pięciu minutach beznadziejnego chodzenia odwrócił się do budynku, który był jego więzieniem przez niemal dwa i pół miesiąca. Jego ręce wyjrzały z kieszeni i podciągnęły rękaw, ukazując zimny metal okalający jego nadgarstek. Denerwował go, świadectwo jego niewolniczych uczuć do L. Z nagłą furią opuścił rękaw, odwrócił się i odmaszerował w noc, w burzę wirującą wokół niego, drażniącą się z nim. Nie mógł odnaleźć w sobie nic więcej. Wszystkie jego emocje zostały zamknięte; wszystkie zostały z L. Zawsze z L.

Nie był pewien, jak długo chodził, ale nagle ulice wypełniły się ludźmi. Patrzył na ciała zmieszane razem, tworzące masę bezkolorowych figur zlanych w jedno. Był częścią tej plamy życia. Dołączył do tłumu, pozwolił mu się nieść. W końcu zauważył, że jest w znajomej okolicy. Z tego miejsca po pięciu minutach byłby w domu. Odwrócił się zanim jego uczucia miały szansę przebić się na powierzchnię.

Południe nadeszło szybko, a deszcz zamienił się w mżawkę. Raito w dalszym ciągu chodził, jego stopy wystukiwały rytm na cemencie. Ludzie mijali go, ale nie pozwolił swoim oczom ześliznąć się z prostej drogi. Nie miał pojęcia, dokąd idzie. Wiedział tylko, że ucieka, od więzienia, od L, to był jego cel. Nawet jeśli oznaczało to uciekanie przez cały obszar Kanto, da sobie radę.

W końcu zrobił się głodny i wszedł do małej restauracji, zamawiając kawę i ciasto. Poczuł mdłości, gdy postawiono przed nim jego zamówienie, a truskawka na czubku drwiła z niego. Ciasto zostało rzucone na kontuar, a on wziął swoją kawę i uciekł, zostawiając napiwek jako swoją przepustkę do wolności.

Kawa zmieniła się w kwas w jego żołądku, a on szybko znalazł miejsce, w którym mógłby zasnąć, znowu płacąc gotówką. Skłamał co do swojego wieku i imienia, ignorując fakt, że człowiek w recepcji patrzy badawczo na jego niechlujny wygląd. Tak długo jak L nie będzie w stanie go znaleźć, tak długo jak uda mu się pozostać w odrętwieniu, wszystko będzie w porządku. On będzie w porządku.

Noc przyszła z deszczem i błyskawicami, grzmotem i wiatrem. Raito zakopał się w cienkiej hotelowej pościeli, odwiązując łańcuch i pozwalając mu leżeć obok niego. Żaluzje były zbyt cienkie, by powstrzymywać blask błyskawic, który rozświetlał metal, przypomnienie, że bez względu na to, jak daleko Raito odbiegnie, nie uda mu się uciec. Był przykuty do L, odległość między nimi nie miała znaczenia.

Raito zapadł w niespokojny sen.

Ranek wstał jasny. Słońce świeciło dokładnie w oczy Raito, budząc go natychmiast. Lekko jęcząc, podniósł dłonie do czoła. Opadł do przodu i ułożył głowę na kolanach, pozwalając pulsującemu bólowi w tęczówkach zagłuszać ten w sercu.

Nie było go cały dzień, a L wciąż go nie znalazł.

Przełykając ciężko, odrzucił koce, szukając swoich rzeczy. Kajdanki brzęknęły o podłogę za nim, a on odwrócił się by podnieść chłodny metal. Popatrzył się na niego i szybko obwiązał wokół pasa, ignorując kłujące zimno, które emitowały ogniwa. Narzucił kurtkę, upewnił się, że jego portfel jest na miejscu i wyszedł z pokoju.

Raito wyłowił swój telefon z kieszeni i sprawdził skrzynkę. Nie był zaskoczony, widząc dziewięć nowych wiadomości. Otwierając je, spojrzał na numery i zauważył, że trzy są od ojca. Miał też od niego wiadomość głosową. Wciskając odpowiednie numery by ją odsłuchać, oczekiwał znajomego głosu. Zamiast tego usłyszał inny, spokojny ton. Jego serce zabiło mocniej.

„Raito-kun, przepraszam, że sprawiłem ci ból. Nie zdawałem sobie sprawy, jaki efekt to doświadczenie wywrze na twojej psychice. Ale musisz wziąć pod uwagę fakt, że zostawiłem cię samego w nocy by sprawdzić, jak szybko spróbujesz mnie śledzić. Nie wiedziałem, że to, co zdarzy się tej nocy skłoni cię do ucieczki. Przepraszam cię tak, jak tylko da się to wyrazić słowami za krzywdę, którą ci wyrządziłem.

Nie domagam się, byś natychmiast wrócił, ale zamiast tego proszę, spotkaj się ze mną w tym samym miejscu, do którego zaciągnęła nas Amane-san. Mam desperacką nadzieję, że odsłuchasz tą wiadomość przed południem, bo wtedy chciałbym się z tobą zobaczyć. Rozumiem twoje pragnienie ucieczki, ale nie każ mi wykorzystywać drastycznych środków. Bądź pewny, Raito-kun, że nic mnie nie powstrzyma przed znalezieniem cię i przyciągnięciem z powrotem do mnie."

Wiadomość kończyła się tymi słowami, a Raito zamknął telefon odrętwiałymi palcami. Jego ręce podniosły rękaw i zauważył, że jest już kwadrans po dwunastej. A on nawet nie wiedział, gdzie jest.

Jego szczęście jednak w końcu się odezwało, gdy tuż przed nim zatrzymał się autobus. Wszedł i zapytał do jakich marketów jedzie. Kierowca jechał do trzech, z czego jeden był jego celem. Opłacił bilet i usiadł, jego umysł zamarł. Palce bawiły się klawiszami, na ekranie wciąż widniał numer jego ojca. W końcu nacisnął zieloną słuchawkę. Telefon lakonicznie wybrał numer, aż w końcu usłyszał głos ojca odbijający się w jego myślach. Delikatne westchnienie uciekło z jego ust, gdy odpowiedział „Cześć, tato…"

Centrum handlowe było zapakowane tłumem kupujących, przesuwających się obok wystaw sklepowych. Raito obserwował ich zza zakrytych oczu, szukając jakiegoś śladu hebanowych włosów i złej postawy. Był tylko pół godziny spóźniony; L może już tu nawet nie być. Westchnął, opierając się ciężko o ścianę, opuścił głowę.

Kącikiem oka zauważył przebłysk czarnych włosów. Podnosząc głowę, spojrzał znowu i cofnął się. Matsuda. Matsuda był w centrum! L… użył uczucia Raito, by zwabić go w pułapkę.

Warcząc cicho do siebie, Raito wcisnął ręce w kieszenie i ruszył prosto do wyjścia. Zatrzymał się, gdy czyjeś palce owinęły się na jego przedramieniu. Odwrócił głowę z wściekłością na twarzy, ale wściekłość zniknęła, gdy rdza spotkała heban. L patrzył na niego, pociągając go za ramię.

„Ryuuzaki?" zapytał ochrypłym głosem, gapiąc się na detektywa.

„Raito-kun, nie wierzyłem, że się pojawisz. Bałem się, że będę musiał posunąć się do ostateczności." odpowiedział L, pociągając go do najbliższego stolika i usadawiając się naprzeciwko. Popchnął palcem kubek czegoś w jego stronę i podciągnął kolana do piersi.

Raito patrzył na kubek, ręce owinęły się powoli wokół ciepłego materiału. Nagle był niepewny, strumień bezładnych emocji które trzymał w zamknięciu przez tyle czasu zalewał go. Potarł nos palcem i pozwolił swoim oczom zatonąć w oczach L.

„Przepraszam, Raito-kun." wyszeptał L, przesuwając kostkę cukru wokół stołu. „Nie chciałem sprawić ci bólu. Obawiam się, że przeceniłem własne słowa. Przyniosły ci smutek, czego bardzo żałuję. Przyjaciele nie powinni się krzywdzić."

Raito spojrzał znowu na kubek, podnosząc pokrywkę, by spojrzeć do środka. Aromat kawy pobudził go, wypił długi łyk. Jakaś część jego umysłu miała nadzieję, że ten prosty gest znaczył więcej, że to, co L powiedział mu tydzień temu nie było prawdą. Może… może coś tam było.

Blade palce nagle dotknęły jego własnych i Raito wzdrygnął się. L nie patrzył na niego, ale skoncentrował się tylko na tym, jak mieszają się kolory ich rąk. Odetchnął krótko i pozwolił ich palcom splatać się, a L przeniósł je ostrożnie na środek stołu.

„Przepraszam." wyszeptał znowu, oczy ukryły się za grzywką.

Raito spojrzał na ich złączone ręce, rozkoszując się delikatnym dotykiem dłoni detektywa. Zamknął oczy i udawał przez chwilę, że, w innych okolicznościach… nie. Gdyby istniały inne okoliczności nie poznałby i nie zakochałby się w L. Nie cieszyłby się rywalizacją z nim, poznawaniem go, nawet cierpieniem na bezsenność. Chciałby tylko, by L naprawdę uwierzył, że nie jest Kirą.

Jego oczy otworzyły się powoli i smutny uśmiech rozciągnął jego usta. Może L naprawdę nie wie, co oznacza przyjaźń, a wszystko, co Raito mu okazywał, było według niego oznaką braterstwa, a nie sposobem na wywołanie romantycznego incydentu. Ryuuzaki… on nigdy wcześniej nie miał normalnego kontaktu z drugim człowiekiem. Najprawdopodobniej myślał, że to naturalne.

Raito poczuł nagłe pragnienie, by płakać, krzyczeć, śmiać się, rwać sobie włosy z głowy. Wszystko było takie skomplikowane gdy przychodziło do Ryuuzakiego, a on nie mógł temu zaradzić. Rozwiązał jeden węzeł, by zawiązało się dziewięć następnych. Nie mógł tego wygrać. Przegrał zanim jeszcze zaczął.

Raito ostrożnie rozłączył ich palce, wzrok wciąż spuszczony. Gdy był pewny, że L nie będzie więcej próbował go dotknąć, delikatnie podniósł kawę i przysunął ją do ust. Jeśli przyjaźń jest wszystkim, co L ma mu do zaoferowania, może nie powinien oczekiwać niczego więcej. W końcu miłość nie była czymś, co się bierze niepoważnie. Jak to się w ogóle stało, że zaczął myśleć o detektywie jako o kimś więcej niż przyjacielu? Czuł się jakby był pogrzebany żywcem, a jego krzyki były ignorowane albo odtrącane. Umierał od środka.

Krzywdzisz się tylko dlatego, by usprawiedliwić jego działania, nadszedł głos z jego głowy. Raito westchnął. Nie robił tego bez przyczyny; w końcu nigdy wcześniej się nie zakochał. Kto powiedział, że to, co on czuje, jest prawdziwe?

„Raito-kun," wymamrotał L, wyrywając Raito z zadumy. Spojrzał na niego , zobaczył, że detektyw patrzy na coś za jego plecami i obrócił się lekko, by zobaczyć na co. Matsuda i Mogi brnęli w ich stronę, oboje wyglądali na uszczęśliwionych. Matsuda rozmawiał szybko przez telefon a Mogi przepychał się przez tłum nastolatków oddzielających ich od duetu.

„Raito-kun, jeśli spróbujesz teraz uciec, nie zatrzymam cię. Oczywiście, zorganizuję za tobą poszukiwania, ale nie będę źle o tobie myślał jeśli mnie opuścisz. Nie jestem pewien, co czujesz, ale jeśli musisz odszukać swoje odpowiedzi, poczekam."

Raito odwrócił się do pokręconego detektywa, zaszokowany. „Że co?"

L zaczął bawić się figurą przed nim, ułożoną z kostek cukru. „Zależy mi na tobie, Raito-kun. Jesteś moim pierwszym przyjacielem i dzieliłem z tobą swój pierwszy pocałunek. Nie chcę sprawić ci więcej bólu niż najwyraźniej już sprawiłem. Pozwól mi więc sobie pomóc, tak, jak mogę." L przestał przesuwać cukier i spojrzał w oczy oniemiałemu brunetowi. „Daję ci wybór. Nie będę cię do niczego zmuszał. Ufam ci, Raito-kun, a to jest wszystkim, co mogę ci dać."

Odwracając się lekko, Raito spojrzał znowu na dwójkę przepychającą się w ich kierunku. Mógłby wstać i odejść, albo uciec, jak robił to cały czas od kiedy wyznał swoje uczucia. Ale czy to nie było tchórzostwo? Czy nie odpychał problemów by osiągnąć normalność? Co było normalne?

Spojrzał znowu na L, który patrzył na niego bez emocji, z wyjątkiem delikatnego drgania jego dolnej wargi. Raito nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Nie był słaby. Nie chciał więcej uciekać. Był geniuszem – jak jedna prosta relacja mogła zniszczyć jego zachowania?

Wstał, patrząc jak twarz L przemienia się z obojętności do rozpaczliwej neutralności. Postąpił krótki krok do tyłu, patrząc na dwie drużyny: Mogi i Matsuda zatrzymali się, oczy zwrócone na jego sylwetkę; L siedział na krześle, głowę trzymał spuszczoną, paznokieć tkwił w jego zębach. Czas zdawał się stać w miejscu.

Raito odwrócił się z powrotem do L i podszedł do przyjaciela. To będzie wszystko, czym stanie się dla niego wątły detektyw. Przyjaciel. Przesunął ręką po miękkich, hebanowych włosach i westchnął, opuszczając się by dać odpocząć swojej głowie na czubku głowy L. Kącikiem oka Raito zauważył, że Matsuda i Mogi znowu ruszają w ich kierunku, a sklep obraca się wokół nich.

Delikatnie, z dala od wzroku pozostałej dwójki, Raito odnalazł rękę L i uścisnął ją mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.