środa, 16 stycznia 2013

Niezgłębione Serce


Rozdział 1:

Takie zwykłe dźwięki

Klik. Klik. Klik.

Yagami Raito poczuł drgnięcie powieki. A nie powinien. On nigdy, nigdy nie tracił żelaznej samokontroli. Cóż, choć właściwie biorąc pod uwagę idiotyczną sytuację w jakiej się akurat znajdował, nic dziwnego, że był trochę zagubiony. Jego uszy – był pewien – krwawiły, a oczy wyglądały pewnie jak lustrzane odbicia tego uzależnionego od cukru, chorego na chroniczne zaburzenia snu człowieka, do którego był przykuty. Człowieka wydającego wszystkie te nieznośne dźwięki.

Klik. Klik. Klik.

Naprawdę, nie spodziewał się takiego rezultatu. Oczywiście, w przeszłości zdarzało mu się przeliczyć, jednakże bycie przykutym do kogoś nie powinno być możliwym wynikiem równania. Już wolałby dać się zamknąć… nie, zaraz, przecież był już zamknięty. No dobrze, wolałby odgryźć sobie własne ramię niż siedzieć tu, na swoim fotelu na kółkach, gapić się bez sensu na stronę po stronie pełnej bezużytecznych informacji i łapać tylko godzinę czy dwie snu w ciągu doby. Ale nie. Utknął tu, beznadziejnie ulegając życiu-torturze, czy tego chciał, czy nie. Cóż, oczywiście, sam zaoferował swoją pomoc w śledztwie, ale nie miałby nic przeciwko pomaganiu z zacisza własnego domu.

Klik. Klik. Klik.

A już szczytem wszystkiego jest zmuszanie go do słuchania wszystkich tych odgłosów! Raito zazgrzytał zębami, zdając sobie sprawę jak rozczarowany będzie jego dentysta, gdy uda się na kolejną wizytę kontrolną. Na początku dwóch tygodni – perfekcyjne trzonowce, a teraz? Teraz już prawie dosięgał dziąseł. A komu powinien być za to wdzięczny?

L. Ryuzaki. Ryuga. Jakkolwiek on do cholery ma na imię.

To właśnie tutaj jego równanie szlag trafił. Oczywiście, pamiętał żeby odpowiednio zawrzeć w nim imię swojego nemezis, ale nie spodziewał się, że pokręcony detektyw posunie się tak daleko i go do siebie przykuje. A jednak to zrobił. Raito nie pojmował jego argumentacji.

Klik. Klik. Klik.

Spojrzał na swojego niechcianego anioła stróża. Pająkowaty detektyw pochłaniał właśnie cukrową miksturę wypełnioną Bóg-jeden-wie-jakimi zapychaczami żył. Raito poczuł, że od samego patrzenia w jego zębach pojawiają się dziury. Ale niezależnie od tego ile detektyw jadł, nie tył w ogóle. Blaknące, powyciągane dżinsy wisiały luźno na jego kościstych biodrach, nogi miał jak zwykle podkulone do klatki piersiowej, nagie palce stóp toczyły ze sobą nieustającą wojnę. Cienki, biały sweter obwisł na przypominającej szkielet sylwetce, a grube strugi czarnych włosów rozstrzelone były w nieładzie wokół jego głowy. Pod szarymi jak północ oczami widniały czarne kręgi kontrastujące z bladą cerą. Według Raito, L wyglądał jak żywy trup.

Klik. Klik. Pauza…Klik.

Chłopak poczuł drgnięcie drugiego oka. Oderwał wzrok od swojego współlokatora i wrócił do masywnej sterty papierów ułożonych obok jego komputera. Może… Może jeśli odpowiednio to ustawi, uda mu się złapać kilka chwil odpoczynku. Zerkając znów w kierunku L, by upewnić się, że dalej jest zajęty swoimi słodyczami – był – Raito strategicznie ułożył głowę na szczycie sterty.

„Yagami-kun, jeśli praca cię nudzi, proponuję, żebyś robił coś poza rozmazywaniem atramentu na tych ważnych dokumentach" wycedził L. Raito szarpnął głowę do góry, sukcesywnie zrzucając w ten sposób wszystkie „ważne dokumenty" na podłogę. Chłopak odkaszlnął lekko i wstał ze swojego krzesła by pozbierać papiery. Usłyszał jak L obraca się na fotelu, tam i z powrotem, w irytujący sposób wzmagając hałas.

Klik. Skuuuik. Klik. Klik.

Raito odłożył na później swoje działania mające na celu podniesienie pozostałych trzech kartek kosztem gapienia się morderczym wzrokiem na głównego detektywa. Nie zdawał sobie sprawy jak rozpaczliwie jego mózg potrzebuje snu dopóki nie zaczął w myślach podśpiewywać losowych kawałków kolęd. Potrząsnął głową i pozbierał resztę papierów.

„Ryuuzaki, czy moglibyśmy odłożyć resztę pracy na jutro? Jest 2.30 rano." stwierdził, bezceremonialnie wspinając się na swój fotel, który zaprotestował pod jego ciężarem dodając głośne skrzypienie do otaczających go hałasów. Próbował tej taktyki już wiele nocy wcześniej, pytając L o zgodę na sen – nie żeby sprawiało mu przyjemność przyznawanie się do porażki w tak prosty sposób – ale jego mózg po prostu nie funkcjonował jak mózg L'a, nie mógł pracować bez snu. I chociaż z góry znał odpowiedź, miał nadzieję że L zachowa na tyle zdrowego rozsądku by zauważyć, że Raito właściwie nic nie robi od 1 rano.

Fakt, że wykorzystał każdą sposobność by zakomunikować to najwyraźniej ślepemu detektywowi. Demonstracyjnie wyłączył swój komputer – inna sprawa że zaraz znowu go włączył; ułożył papiery na krańcu biurka tak by na pewno spadły na podłogę; nawet zaczął małpować L'a, ale w dalszym ciągu detektyw odmawiał przyjęcia do wiadomości faktu, że Raito nie zrobił absolutnie nic by pomóc w sprawie Kiry po 1 nad ranem. Wzdychając z rezygnacją chłopak oparł łokcie o kolana w oczekiwaniu na wyszukaną odpowiedź. Nie przeliczył się.

Klik. Klik. Klik.

„Nie"

Raito spojrzał na niego ze złością, prostując swoją sylwetkę. Nie będzie pozbawiany snu ani chwili dłużej. Już teraz funkcjonował na minimum energii. Następna kolęda wynurzyła się w jego myślach. Przeciągnął się i wstał pobrzękując łańcuchem łączącym podejrzanego z detektywem. Czuł sowie oczy L przesuwające się lekko w jego kierunku.

„Powiedziałem nie, Yagami-kun. Nie złapiemy Kiry jeśli będziemy spać w czasie pracy." wymruczał, wrzucając sobie następny dziwnie wyglądający cukierek do ust. Oczy utkwił z powrotem na ekranie komputera.

Klik. Klik. Klik

Raito zignorował go i rozejrzał się po matowym, jasnym pokoju. Bez reszty grupy i o 2.30 rano pokój, który L wybrał do celów śledztwa mógł wydać się przytulny tylko jeśli ktoś był pokręconym detektywem i miał zamiar torturować nastolatka. Przenieśli swoje śledztwo do sypialni, którą dzielili, a to przypomniało Raito o celi więziennej, w której był zamknięty przez te pięćdziesiąt dni. Pokój był pusty z wyjątkiem łóżka, długiego biurka na którym można było umiejscowić wielorakie komputery – choć obecnie stacjonował tam tylko L i ich dwa laptopy – i fotele na kółkach. Drzwi łączyły łazienkę, kuchnię i salon z ich małym sanktuarium, ale to by było na tyle.

Pamiętał pierwszy raz kiedy L zawlókł go do tego pokoju – był już praktycznie świt i równie dobrze mogli zostać na dole – i Raito był wcale zadowolony z pierwszego wrażenia. Dopóki nie zorientował się gdzie będą spać.

„Nie."

„Czy coś się stało, Yagami-kun?"

„Nie będę spał z tobą w jednym łóżku. I tak muszę znosić swoją obecność 24/7. Nie mam zamiaru budzić się ze świadomością, że naprawdę jestem więźniem."

L przyłożył palec do ust jakby poważnie rozważał argumenty. Spojrzał na łóżko, zmarszczył brwi i w końcu wzruszył ramionami.

„Jak chcesz, Yagami-kun. Ja mogę spać na łóżku, ty możesz spać na podłodze. Łańcuch pozwala tylko na pół metra dystansu, więc bez mojego pozwolenia daleko nie pójdziesz." L rozciągną wargi w lekkim uśmiechu. „Chociaż podłoga może być raczej chłodna w nocy, nawet biorąc pod uwagę dywan."

Klik. Klik. Klik.

Raito poczuł, że jego mózg zaczyna strajkować i rzucił kolejne groźne spojrzenie na współlokatora. Skończył śpiąc w łóżku tak czy inaczej i zauważył, że niezależnie od tego jak wcześnie się budził, L zawsze wstawał wcześniej i żując kciuk gapił się na niego ogromnymi, sowimi oczami z drugiego końca łóżka. Przetarłszy ręką swoje zmęczone, brązowe oczy skupił się na laptopie stojącym przed detektywem i zastanawiał się niewyraźnie jak ten człowiek może w dalszym ciągu przeglądać dane dotyczące sprawy Kiry. Nagle w jego przepracowanym umyśle pojawił się pomysł. Być może uda mu się zmusić L do snu.

Zaszedł od tyłu detektywa, który akurat jak zwykle żuł swój kciuk i spróbował określić lokalizację włącznika laptopa. Gdy z względną łatwością go znalazł, odczekał kilka chwil i skoczył do przodu, odpychając z drogi L. Zaskoczony detektyw usadowiony na fotelu na kółkach nie był w stanie zatrzymać siebie, a już na pewno nie Raito.

„Idziemy spać albo wyłączę tego laptopa, a ty stracisz wszystkie niezapisane dane, zrozumiano?" zapytał chłopak. Jego palec unosił się milimetry nad małym guzikiem. L spróbował złapać komputer, ale tylko zahaczył palcem o kabel od myszki. Pociągnął dziko, jednak Raito miał mocny chwyt i nie zamierzał się poddać. Chciał – nie, on zasłużył na sen.

„Yagami-kun, twoje zachowanie w tej chwili podwyższyło prawdopodobieństwo że jesteś Kirą o trzy procent." powiedział L dziwnie napiętym głosem.

„Naprawdę? A niby dlaczego? Bo, w przeciwieństwie do ciebie, ja potrzebuję snu żeby funkcjonować?" zripostował Raito, odskakując gdy L ponowił próbę odebrania laptopa.

„Pięć procent."

„Poddaj się, Ryuuzaki. Nie oddam ci tego laptopa dopóki nie zgodzisz się na sen, a jeśli tego nie zrobisz stracisz wszystkie dane. Co wybierasz?" zrobił kolejny unik i nagle zorientował się jak niebezpiecznie blisko jest omdlenia. Nigdy nie robił takich rzeczy. Zupełnie jakby nie był sobą.

L rozwinął się z krzesła i odepchnął je za siebie zmuszając Raito do wycofania się na bezpieczniejszą odległość. Jego palec obniżył się… Ale, znowu, chłopak nie wziął pod uwagę jednego, kluczowego czynnika.

Łańcuch.

L szarpnął za niego z całej siły, a ponieważ palec który Raito trzymał nad guzikiem był częścią zakutej ręki, źródło mocy laptopa przestało znajdować się w bezpośrednim zagrożeniu. Jakkolwiek równowaga chłopaka tak.

Biip. Biip. Biip.

Komputer uderzył o podłogę wydając z siebie słabe sygnały ostrzegające pozostałą dwójkę, że on się wyłącza. Był to jedyny dźwięk przenikający niesamowitą ciszę, która rozciągała się między nimi. Raito bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w oczy leżącego pod nim L, który odwzajemniał spojrzenie. Ręce chłopaka spoczywały po obu stronach czarnowłosej głowy detektywa, dla odmiany L miał dłonie na torsie Raito, jedną wkręconą w materiał jego koszuli a drugą płasko naprzeciw jego serca, które akurat w tym momencie biło bardzo nierówno. Yagami czuł włosy L łaskoczące go po czole i wiedział, że jego własne, kasztanowe, robią dokładnie to samo, co tylko podkreślało jak niewielka odległość dzieliła ich ciała. Łączący ich łańcuch był przerzucony przez brzuch L i odciskał swój ślad na jego ciele.

„Raito-kun…" odetchnął L, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Brunet zorientował się, że on również wstrzymywał oddech.

„Odcinasz mój dopływ tlenu o sześćdziesiąt procent"

„Oh," odpowiedział, ale nie poruszył się. L rzadko używał jego imienia, zawsze rezerwował to na momenty gdy chciał mu powiedzieć coś ważnego. To było dziwne, że użył go teraz, gdy byli tak blisko…

Innym szczegółem, który Raito zauważył dopiero teraz były oczy L, nie matowo szare gdy im się bliżej przyjrzeć, ale upstrzone plamkami innego koloru na tęczówce. Nagle jego wizja zafalowała, wszystko się rozmyło. Potrząsnął głową chwilowo tracąc wzrok. W dodatku najwyraźniej nie była to jedyna funkcja nad którą tracił kontrolę. Jego ramionami, stanowiącymi jedyną barierę między nim a L wstrząsnął nagły spazm, tak, że ledwo udało mu się utrzymać na górze. Mięśnie lewej ręki rozluźniły się, a on czuł, że przegrywa walkę o kontrolę. Jego przemęczony mózg zakomunikował mu wreszcie to, z czego od jakiegoś czasu sam zdawał sobie sprawę – jego mięśnie jeden po drugim odmawiały posłuszeństwa. I robiły to w bardzo nieodpowiednim momencie.

Raito częściowo opadł na L i poczuł jak zdumiony detektyw gwałtownie wciąga powietrze, jednak go nie odepchnął, pozwolił mu się częściowo na sobie zrelaksować. Tylko jego ręka mocniej wkręciła się w koszulę bruneta. Chłopakowi udało się zatrzymać kontrolę nad prawym ramieniem tak, że jego prawa strona wciąż unosiła się nad zesztywniałym nagle detektywem. Jednak jego głowa nie była już na poziomie oczu, ale oparła się – całkiem wygodnie – na ramieniu L.

„Raito-kun, teraz zgadzam się że powinniśmy spać." wymamrotał L, jego uchwyt lekko się zacisnął.

Raito skinął delikatnie i spróbował poruszyć swoją lewą ręką. Udało mu się podnieść palce i całą swoją siłą woli próbował zmusić kończynę do ruchu. Posłuchała go, odetchnął z ulgą. Umiejscowił dłoń z powrotem obok cichej głowy detektywa i odepchnął się. Jego mózg protestował, argumentując jak wygodne było ciało L i grożąc, że jeśli Raito nie znajdzie czegoś równie wygodnego naprawdę szybko, to odłączy mu nogi.

Stanął i uniósł zmęczoną rękę do czoła. L oparł się na łokciach, jego rozczochrana grzywka zakryła oczy. Raito czekał. Nie mógł dosięgnąć łóżka z powodu półmetrowego łańcucha łączącego ich obu. Zerknął na laptop i nagle z mdlącym uczuciem zdał sobie sprawę, że właśnie zniszczył całą ciężką pracę L. Opuszczając dłoń zaczął się zastanawiać czy powinien przeprosić, czy L po prostu go spławi?

Brzęęęk.

Delikatne dźwięki łańcucha zwróciły uwagę Raito z laptopa na chłopaka na podłodze. Cóż, nie był już na podłodze. Zamiast tego siedział w kucki i gryzł kciuk mając oczy wciąż zakryte niesfornymi włosami.

„Raito-kun, sen jest dla ciebie ważny?" Powiedział to w formie pytania, nie stwierdzenia, czego oczekiwał. I znowu użył jego imienia. Zastanawiał się dlaczego.

„Tak. Mój umysł nie potrafi jak twój funkcjonować bez określonej liczby godzin snu by się odświeżyć," odpowiedział. Jego oczy znowu zwróciły się w stronę laptopa. „Przepraszam za twój komputer."

„Trochę już za późno na 'przepraszam'" L wstał i minął Raito, podnosząc laptop i odkładając go na narzuty. Obejrzał się przez ramię i powiedział cicho:

„Dla twojej wiadomości pozwolę ci przespać resztę nocy, Yagami-kun."

Chłopak zdziwił się. L znowu używa jego nazwiska? Co się zmieniło? Co przeoczył? Coś ważnego właśnie miało miejsce i umknęło mu, przeciekło jak woda przez palce. L usiadł na łóżku, odwrócił narzuty, rozdzielił je i wziął dwie dla siebie. Poczekał aż Raito usadowi się po swojej stronie łóżka zanim podciągnął do siebie pościel i owinął się starannym gniazdem złożonym z dwóch koców i trzech poduszek, całkowicie ukrywając swoją osobę w tej plątaninie.

Przez chwilę Raito po prostu patrzył, całkowicie pochłonięty nowym odkryciem. Nigdy wcześniej nie widział, żeby L spał, choć przecież nigdy się nad tym właściwie nie zastanawiał. Może to przebywanie bez przerwy w jego towarzystwie tak wyczuliło go na każdą zmianę w zachowaniu detektywa?

Mrugnął, coś było nie tak. Mgliste światło zalewało pokój; nie wyłączył swojego laptopa. To będzie mu przeszkadzać. Musi być całkiem ciemno, albo będzie co kilka minut budził się z drzemki. Pociągnął za łańcuch.

Szmer. Szmer. Szmer.

„Yagami-kun, chciałeś ten czas przeznaczyć na sen, więc śpij. Jeśli masz ocotę dalej pracować, to nie musiałeś używać takiej taktyki, by mi o tym powiedzieć." nadeszła stłumiona odpowiedź.

„Muszę wyłączyć laptopa."

„To idź i to zrób. I tak nic cię nie powstrzyma." L zakopał się głębiej w swoje gniazdo.

„Właściwie to ustrojstwo które do mnie przyczepiłeś właśnie to robi, więc albo mnie rozkuj, albo wstań żebym mógł to wyłączyć!" warknął Raito odmawiając poddania się. Jakoś ostatnio stawał się bardziej uparty. To pewnie przez te ciągłe niedobory snu.

L znowu poruszył się w swoim gnieździe, rozległ się klik, a łańcuch zabrzęczał delikatnie o jego pierś. Raito spojrzał z niedowierzaniem. Czy L naprawdę zrobił to, co on myślał, że zrobił? Sprawdził by mieć pewność.

Brzęęęk.

Łańcuch podążył za jego ręką i owinął się wokół kolana. Otwarte kajdanki na końcu tchnęły zimnem w zetknięciu z opuszkami jego palców.

L bardzo rzadko go rozkuwał, chyba tylko gdy musieli się przebrać. Spojrzał na obserwującego go zza fałdy swojego fortu detektywa.

„Gdy wrócisz ze swojej ekspedycji, oddaj kajdanki. Zaufam ci ten jeden raz. Nie zawiedź mnie."

Raito skinął głową i wstał, odrzucając wymówki swojego zmęczenia do kąta umysłu i podszedł do biurka. L go uwolnił. Z własnej inicjatywy. Naprawdę to zrobił. Był wolny, bez żadnych kamer czy innych metod obserwacji. Jego palce trafiły na klawisze komputera, zapisał swoją dzisiejszą pracę i wyłączył go, pogrążając pokój w całkowitej ciemności.

Raito odetchnął i poczuł, że jego wzrok znowu się zamglił. Jeśli nie będzie ostrożny, skończy resztę nocy spędzając na podłodze.

Mógłbyś teraz spać na L jeśli nie byłbyś tak uparty, poinformował go wewnętrzny głos, odmawiając powrotu do ciemnego zakątka jego umysłu. Raito zamarł, zaskoczony tak tym, że jego myśli przyjęły taki obrót, jak i tym, że ten pomysł naprawdę wydał mu się przez chwilę atrakcyjny. Potrząsnął ze złością głową i wlazł na łóżko uderzając kolanami o materac. Westchnął i opadł na niego.

„Oddaj mi kajdanki"

Brzęęęk. Przerwa…Klik!

Wyłączył wszystkie myśli. Cisza otoczyła go, a on spojrzał nieostrym wzrokiem na L, obserwującego go ze strategicznie umiejscowionych dziur w swoich kocach. Nie obchodziło go to. Mógł teraz spać. Zanurzył twarz w poduszkę i odetchnął, czując, że jego mózg robi to samo. Nawet się nie przebrał. Nie mógłby zmusić swoich mięśni do zrobienia czegokolwiek. Poddając się cudownym mocom snu po prostu nie zdawał sobie sprawy jak bardzo wydarzenia tej nocy wstrząsnęły pewnym detektywem obserwującym go zza bezpiecznej osłony z poduszek i koców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.