czwartek, 17 stycznia 2013
Jedyne wyjście
L stał na dachu wieżowca. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami, co idealnie odzwierciedlało nastrój chłopaka. Musiał pomyśleć, a Light spoglądający na niego co chwila wcale mu w tym nie pomagał. Chłopak się zmienił, a detektyw doskonale o tym wiedział. Zauważał coraz częstsze przebłyski czerwieni w jego brązowych oczach, nuty pogardy w głosie, podczas rozmów z L'em, bijące od niego poczucie przybliżającego się zwycięstwa. Był teraz… inny. A właściwie znów stał się tym samym Yagami Raito sprzed akcji z łańcuchem. Tak samo szyderczy i zblazowany jak dawniej, całym sobą zdawał się mówić: „obaj wiemy, że masz rację, ale nic mi nie udowodnisz". L tak bardzo tęsknił za swoim Raito, tym, który był do niego przykuty, z którym spędzał 24 godziny na dobę, z którym mógł o wszystkim porozmawiać, który był jego przyjacielem. W dodatku jedynym przyjacielem, a zarazem seryjnym mordercą. Najgorsze było jednak to, że czuł on do chłopca nie tylko przyjaźń. Detektyw po raz pierwszy w życiu był zakochany.
L usłyszał bicie dzwonów. Zdawało się dobiegać ze wszystkich stron naraz. Zaczęło padać. Detektyw przypominał sobie każdą chwilę spędzoną z Raito, ich pierwsze nieśmiałe rozmowy o czymś innym niż śledztwo, wspólne posiłki, podczas których student próbował go zmusić do zjedzenia czegoś poza słodyczami, noce spędzone z konieczności w tym samym łóżku… L uświadomił sobie, że to już się nigdy nie powtórzy, że już wie jak to się skończy, jak to się musi skończyć…
-Dlaczego?- krzyknął rozdzierającym głosem, a jego ciałem wstrząsnął szloch. Nagle poczuł oplatające go od tyłu silne ramiona. L odwrócił się i wtulił mokrą od deszczu i łez twarz w umięśniony, ciepły tors Raito. Chłopak głaskał go po onyksowych, ociekających wodą włosach i czekał, aż ten się uspokoi. Po chwili detektyw powoli uniósł głowę i spojrzał w oczy Raito. Żadnych czerwonych błysków, żadnej pogardy. Chłopak był sobą. Chwilowo- pomyślał gorzko L.
-Przepraszam, nie powinienem się tak rozklejać- powiedział na głos, unikając wzroku Raito.
- Jesteśmy przyjaciółmi prawda? Możesz mi powiedzieć absolutnie wszystko-powiedział łagodnie młody Yagami.
-Wolałbym ci coś pokazać…- powiedział L cicho, po czym wspiął się na palce i złożył na ustach Raito delikatny pocałunek. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił, odwrócił się i zaczął szybko iść w kierunku krawędzi dachu. Dzwony biły coraz głośniej, a deszcz padał jakby bardziej zawzięcie.
-Ryuzaki…- chłopak powoli odwrócił się do źródła tego głosu. Brązowe oczy wpatrywały się w niego z powagą i skupieniem.-Dlaczego?
-Czasem słowa są niepotrzebne-powiedział detektyw szukając jakiejś zmiany w oczach Raito, a jednocześnie bojąc się cokolwiek takiego znaleźć.-Uważam, że powinniśmy wrócić na dół-dodał głucho, wiedząc, że w tym momencie dokonał wyboru, że wybrał za siebie i za Raito, wiedząc co za chwilę nastąpi wiedział też, że nie ma już dla niego ratunku. Nie było ratunku od chwili, kiedy pierwszy raz zatonął w tych brązowych oczach.
Kiedy do Lighta dotarły słowa wypowiedziane przez starszego chłopaka, zapłonął gniewem, a w jego oczach pojawiły się przebłyski czerwieni. Oczywiście natychmiast opanował się, ale detektyw zauważył tę drobną zmianę. Teraz już był pewien, że to , co zamierza zrobić jest jedynym wyjściem z sytuacji. Z jego ogromnych, czarnych oczu popłynęły łzy, mieszając się z deszczem. Pozostała mu tylko jedna rzecz.
-Raito - szepnął ledwie słyszalnym szeptem- obaj wiemy, że jesteś Kirą. Nie zaprzeczaj proszę, to nie ma sensu. Jednak mimo to stałeś się dla mnie kimś bliskim. Ja… czuję do ciebie więcej niż powinienem. Kocham cię Raito. Ale to już nie ma znaczenia. Przykro mi, że to musiało się tak skończyć. Przepraszam za… za wszystko- dokończył L, po czym zrobił dwa kroki w tył. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył było przerażenie w oczach ukochanego chłopca i dłoń, próbującą chwycić jego przemoczoną koszulkę, jednak nie mającą szans, próbowała uratować go o ułamek sekundy zbyt późno.
-Nie!- zdążył usłyszeć przeraźliwy krzyk Raito. Było już za późno. Za późno na wszystko. Spadając czuł przeraźliwy ból tam, gdzie kiedyś znajdowało się jego serce. W momencie zetknięcia kruchego, drobnego ciała L'a z okrutnie twardym chodnikiem chłopak zdążył usłyszeć gruchot swych kości. Potem była ciemność. A później nie było już nic.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.