czwartek, 17 stycznia 2013

Epilog


Opuszczone nieużytki rozciągały się milami w każdym kierunku, kości nieznanych stworzeń plamiły powierzchnię. Szarość przesuwała się w górze i była odbita przez swoje przeciwieństwo w dole. Drzewa obdarte ze swojego liściastego życia gniły, umierając. Nie było wody, nie było trawy. Nie było innego koloru prócz szarości.

Ta ziemia umierała.

Jej mieszkańcy poruszali się między ruinami, niektórzy spali pod osłoną zwierzęcych kości, inni grali, jako że hazard mógł być ich jedyną namiastką rozrywki. Nie byli w całości ani ludźmi, ani potworami, ich praca polegała na porządkowaniu ludzi, czasem skróceniu ich egzystencji. Tak naprawdę, odbierali życie tylko ze strachu przed własną śmiercią. Nie mieli już sensu istnienia, z wyjątkiem przedłużenia własnej egzystencji, przez co śmierć nie stanie się nigdy wiszącym nad nimi cieniem.

Pewien mieszkaniec tego ponurego świata przykucnął na jednej z większych czaszek, przeszukując tłum poniżej. Niebieskawa czerń była jego głównym kolorem, a on sam już dawno stracił ludzkie rysy, wybierając notoryczny uśmiech klauna przylepiony do swojej twarzy. W tym akurat momencie był znudzony, ale miał zamiar znaleźć swój cel, czy wyżej wymieniony cel chciał tego, czy też nie.

Został wyrwany ze swoich poszukiwań przez jednego z graczy poniżej „Hej, Ryuk! Jeżeli szukasz nowego Shinigami, to jest przy wejściu dla ludzi."

Ryuk podniósł cienkie ramię w podziękowaniu i rozwinął skrzydła. Podróż do ludzkiego jeziorka była krótka, a Shinigami, którego szukał, usadowił się na brzegu, wśród skał, oczy zogniskowane na szklistej powierzchni.

Ryuk opadł, ostrzegając drugiego o swej obecności. Najnowszy członek ich ponurego świata nosił dziwną maskę, reprezentację yin i yang, która kończyła się tuż nad jego nosem. Kolory walczyły ze sobą na środku a były spokojne na swoich prawowitych pozycjach. Szpony kości słoniowej wystawały z kajdan białej koszuli, która wisiała na jego szczupłych ramionach. Nosił czarne spodnie i pasujące buty, zapięte łańcuchami. Łańcuchy krzyżowały się na jego piersi, ciasno opięte w niektórych miejscach, w innych luźne, kończąc się tylko pojedynczym kajdankiem na lewym nadgarstku. Jego Notatnik Śmierci był doczepiony do paska, który również był łańcuchem, a Ryuk zastanawiał się niewyraźnie, co łączyło go z tak wieloma kajdanami.

„Przyszedłeś, by znowu mnie sprawdzić, Ryuk? To do ciebie niepodobne." powiedział Shinigami, nie odrywając wzroku od jeziorka. Maska nie miała otworów na oczy, więc Ryuk zastanawiał się, czy młodzik patrzy na niego, czy na wodę.

„Przelatywałem tędy i zobaczyłem cię nad jeziorkiem, znowu. Byłeś Shinigami przez ostatnie dwa lata, a każdy dzień spędzasz tutaj. Co sprawia, że jesteś tak zafascynowany?" zapytał Ryuk, stając obok niego.

Delikatny uśmiech zagościł na zimnych ustach Shinigami. „Zawsze szukając rozrywki. Nigdy się nie zmieniasz, Ryuk." Tym razem maska zwróciła się w jego kierunku. „Dołączysz?"

Ryuk wzruszył ramionami i przykucnął obok niego, wpatrując się w wirujące głębiny jeziorka, zatracając się w jego magii. Obraz w nim wyostrzył się, pokazując mroczny pokój, oświetlony tylko jednym laptopem. Kontenery słodyczy i innych artykułów spożywczych były rozrzucone wokół, dowód, że ten człowiek nie był typem sprzątającym, lub nie był do tego przyzwyczajony.

Człowiek, którego obserwowali, klikał z furią na laptopie, nie dotykając tak naprawdę klawiszy. Jedno okryte dżinsem kolano było podciągnięte do jego piersi, drugie odciągnięte w bok, jego nagie palce u stóp prowadziły ze sobą wojnę. Bawełniana, biała koszula wisiała na jego szkielecie, a skóra była blada z powodu zbyt wielu lat spędzonych w pomieszczeniach. Roztrzepana masa czarnych włosów pokrywała jego głowę. Z wyjątkiem chudości człowieka tym, co przykuło uwagę Ryuka były jego oczy. Nie miały w sobie zapowiedzi, że już niedługo przybędzie po nie śmierć. Nie, szare, podkrążone oczy miały w sobie coś, co było rzadkością wśród rodzaju ludzkiego.

Miały w sobie samą śmierć.

„Chodzi odrobinę bardziej wyprostowany i odrobinę dłużej śpi, ale bierze na siebie więcej pracy, zakopując się w wyludnionym świecie." wyjaśnił kompan Ryuka, kładąc zakute ramię na kolanie. „Co prawda, nie zmienił się zbytnio od czasu, gdy nasze drogi się rozeszły."

„Ah, ale zauważyłeś jego oczy?" zapytał Ryuk, wskazując na jeziorko. „Nie została w nich nawet odrobina życia."

„Wiem."

Ryuk dotknął trzech Notatników, wiszących z jego paska. Dwa były jego własne, a trzeci kiedyś należał do Shinigami, która zginęła w ludzkim świecie. Irytowało go to, że wpisała do niego imię, które on powinien wpisać.

„Ryuk, co się dzieje, gdy umiera Shinigami?"

Ryuk oderwał oczy od magii jeziorka i spojrzał na Shinigami. Bez względu na maskę, zauważył grę emocji pod nią. Ryuk zastanawiał się, czy mu powiedzieć, czy to, co powie, zajmie młodzika na tyle, że porzuci swoje bezsensowne obserwacje ludzi. Postanowił jeszcze trochę poczekać. W końcu, interesowała go przede wszystkim rozrywka.

„Skąd mam wiedzieć? Nie umarłem jeszcze w tej formie. Idź, zapytaj Dziadka; on będzie wiedział."

Shinigami westchnął, wracając do obserwacji jeziorka. Człowiek w dalszym ciągu klikał w klawisze, jego oczy odbijały każde słowo, każdy obraz.

Nagle, jego palce stanęły, jego głowa opadła. Jedna ręka powędrowała do ust, wgryzł się w swój kciuk. Potem wstał i stanął naprzeciw komputera, oczy zogniskowane na jednym z obrazów, które pojawiły się na ekranie. Ryuk uniósł brew i spojrzał na Shinigami, który najwyraźniej nie patrzył na komputer.

Obraz przedstawiał młodego mężczyznę, nie starszego niż osiemnaście lat. Kasztanowe włosy opływały jego głowę w perfekcyjnej fryzurze, grzywka kończyła się tuż nad kawowymi oczami. Był opalony, usta uniosły się w lekkim uśmiechu pod tytułem 'złap-mnie-jeśli-potrafisz'. Imię pod zdjęciem napisane było perfekcyjnym charakterem pisma, jak perfekcyjne wydawało się wszystko w człowieku.

Yagami Raito.

„Dalej mnie prześladujesz, nawet po śmierci." powiedział człowiek, przestając bezmyślnie dreptać by z powrotem usiąść przed komputerem. Westchnięcie opuściło jego wargi gdy podniósł rękę, by wytrzeć wilgoć, która uciekła jego oczom.

Ryuk oderwał oczy od sceny w jeziorku do Shinigami przy jego boku. Trzymał krawędź, pazury wbijały się w skały jeziorka. Patrzył się w wirujące głębiny, a Ryuk musiał walczyć z pokusą, by go od nich odciągnąć. Ale był tak zafascynowany tym, co działo się z Shinigami. Zwykle spokojna kość słoniowa maski została wskrzeszona, wyrzucając onyks. A potem zaczęła blaknąć.

Był w dalszym ciągu człowiekiem.

Ryuk patrzył w zdumieniu na rysy wyłaniające się spod maski. Rdzawe oczy bezwiednie wpatrywały się w głębiny, blada skóra zastąpiła opaleniznę. Heban próbował odwetu za to przejęcie kontroli, ale w końcu cała maska została opanowana przez biel i stała się przejrzysta.

Shinigami przemówił, zwracając uwagę Ryuka z powrotem na jeziorko. „Nie załamał się ani razu przez te dwa lata. Nie miałem pojęcia, że zdjęcie wywoła tak silną reakcję."

„Ludzie mają dziwne sposoby okazywania emocji. Gdy go spotkałeś, nigdy nie pozwalał ci się zrozumieć. Dlaczego nie miałby pokazać słabości przed nikim z wyjątkiem cieni i dwóch Shinigami, o których obecności nie ma pojęcia?"

Maska powoli znowu wracała na miejsce, ukrywając ludzką naturę. Shinigami usiadł, rozluźniając chwyt na kamieniach. W końcu maska była po raz kolejny podzielona, obie strony powróciły na swoje miejsca.

Ryuk postanowił w końcu wskazać na oczywiste „Twój człowiek umrze za trzy dni."

„Dzięki, Ryuk. Zauważyłem." warknął, krzyżując ramiona.

„Planujesz się wtrącić?" zapytał Ryuk, łokcie na kolanach. To mogło być interesujące.

„Jeśli będę w stanie, tak. Jeśli nie, nie będę miał wyboru jak tylko siedzieć i patrzeć." westchnął jego kompan, odwracając maskę. Człowiek w jeziorku pozbierał się już, wściekle wycierając ścieżki łez na policzkach.

Ryuk rozmyślał nad jego odpowiedzią i doszedł do wniosku, że wystarczy rozrywki na dziś. Kładąc policzek na dłoni, jego uśmiech rozszerzył się, gdy powiedział „Pytałeś wcześniej, co się dzieje z Shinigami, gdy umiera. Skłamałem. Wiem."

Jego kompan odwrócił się do niego w szoku, który został szybko zastąpiony przez furię. „Jesteś niesamowicie irytujący, wiesz? No, masz zamiar mi powiedzieć?"

„Czemu nie? Napatrzyłem się do woli na ciebie i twojego człowieka, mogę cię przynajmniej ostrzec. A poza tym, byłeś całkiem dobrą rozrywką jako człowiek. Myślałem, że będziesz trochę bardziej interesujący jako Shinigami."

„Nie jestem Shinigami." stwierdził jego kompan. Ryuk uniósł brew.

„Jak możesz nie być Shinigami?" zapytał z ciekawością.

„Nigdy nie pozbyłem się mojego człowieczeństwa. Gdy Najwyższy Shinigami kazał mi je oddać, odmówiłem. Ja... Ja chciałem zachować wspomnienia."

„Twoje wspomnienia zawierają w sobie to. Jesteś do tego przykuty na zawsze, wiesz?"

Jego kompan wzruszył ramionami, machając ręką. „To część mnie, tak jak ja jestem tego częścią. Dzielimy to samo bicie serca, czy tego chcę, czy nie, i jestem przykuty. Na wieczność, jeśli zajdzie potrzeba." Pokazał na maskę. „I z tego powodu mam dwie strony, Ryuk. Wiem, czym jestem, i nie zmienię tego tylko dlatego, że tak chcę. To wszystko."

Ryuk potrząsnął głową, zdziwiony. Czasami, rozrywka stawała się dla niego zbyt skomplikowana. A teraz, wydawało mu się, że z tym kolesiem było coś nie tak.

„Chciałbym wiedzieć, co się z nami dzieje, gdy umieramy, Ryuk." zażądał, patrząc na niego przez przeciwstawną maskę.

„Ryuk westchnął i wymamrotał, „Sąd."

„Sąd?"

„Gdy Shinigami odchodzi, jest natychmiast wysyłany do limbo. Tam duch zostaje zbadany, każdy aspekt życia, które kiedyś miał i tego jako Shinigami, zakończony decyzją."

„Jaką decyzją?"

„Jest dwoje drzwi na końcu drogi. Nieopisywalne. A gdy Rada zadecyduje o twoim losie, wskazują ci jedne drzwi. Gdy przez nie przejdziesz, nie możesz wrócić. To ryzykowna gra, ale wyższe kasty się na nią zgadzają. Ma coś wspólnego z drugą szansą."

„Co jest za drzwiami?" zapytał jego przyjaciel, opierając się na łokciach. Ryuk uśmiechnął się.

„Nasza druga szansa." powiedział po prostu. Wstał, przeciągając się leniwie zanim pozwolił pojawić się skrzydłom. Jego kompan patrzył na niego z irytacją.

Maska zwróciła się z powrotem na jeziorko, a gdy Ryuk był gotowy do odlotu zapytał, cicho. „Czy spotkam go po drugiej stronie?"

Ryuk pozwolił skrzydłom unieść się w powietrze. Oglądając się za siebie, odpowiedział. „To, przyjacielu, zależy od Rady."

Ryuk spojrzał na dolinę, oczy wędrowały po każdym budynku, po każdym szkielecie. Nic go już nie zaskakiwało. No, może z wyjątkiem jego kompana, który najprawdopodobniej znowu siedział przy jeziorku. Był trzeci dzień.

Wyciągnął swoje cienkie ręce przed siebie, jego uśmiech skurczył się odrobinę. Może powinien go sprawdzić? Jego człowiek niedługo umrze; Ryuk wiedział, że jego kompan zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić.

Ryuk rozwinął skrzydła, pozwalając kościom wskoczyć na miejsce, znudzone ziewnięcie uciekło jego ustom. Wzbił się w powietrze, machając leniwie skrzydłami w kierunku jeziorka, adrenalina już teraz została wpuszczona do jego systemu. Wiedział, co tam znajdzie, choć jeszcze nigdy nie był tego świadkiem.

Jeziorko pokazało się w polu widzenia i Ryuk przekrzywił skrzydła, pikując ostro w dół. Lądując z gracją, rozejrzał się, schował skrzydła. Nie widział Shinigami siedzącego na swoim zwykłym miejscu. Co oznaczało, że albo znalazł sobie nowe miejsce, albo było już po fakcie.

Ryuk westchnął i powędrował bliżej wirującej wody, próbując wypatrzeć błyszczący piasek i może nawet kilka łańcuchów, które nosił jego kompan. Nie zobaczył jednak nic i jego usta drgnęły odrobinkę do dołu. Cóż, to nie było w porządku. Chciał zobaczyć umierającego Shinigami.

Nagle usłyszał jakiś hałas po swojej lewej i podszedł bliżej, zaglądając za skałę by znaleźć swoją rozrywkę siedzącą obok nowej odnogi jeziorka, Notatnik Śmierci wyjęty i w pozycji. Woda wirowała wściekle, tworząc nierówne kółka. Ryuk podszedł do przodu, oznajmiając swoją obecność lekkim kaszlnięciem.

Jego kompan nie poruszył się, maska pozostała skupiona na wodzie. Ryuk przykucnął obok niego, spoglądając w głębiny, patrząc z mdłą satysfakcją, jak człowiek opuszcza swój pokój, wsuwając parę tenisówek i zamyka drzwi. Oko jeziorka podążyło za kruczowłosym chłopcem gdy szedł wzdłuż obitego pluszem korytarza, ręce wsunął głęboko do kieszeni spodni. Ryuk zaryzykował spojrzenie na Shinigami i zobaczył, że ramiona ma napięte, a jego ręka się trzęsie.

„Umrze niedługo."

„Zamknij się, Ryuk."

„Około dziesięciu minut."

„Zamknij się, Ryuk."

„Zastanawiam się, jak on-"

„Ryuk, znajdę jakiś sposób, żeby cię zabić, więc zamknij się, do cholery."

Ryuk zamknął się, do cholery.

Patrzyli jak kruczowłosy człowiek otwiera drzwi, odsłaniając promień słońca i hałas. Dużo hałasu. Człowiek uniósł rękę, zakrywając obsydianowe oczy i wzdrygając się gdy światło dnia zagościło na jego twarzy.

Nagle rozległy się brawa i jeziorko zdawało się rozszerzać. Tysiące ludzi zebrało się, wszyscy niecierpliwie czekali aż człowiek wstąpi na podium. Kompan Ryuka przysunął się do przodu, przeszukując gorączkowo obraz w poszukiwaniu możliwego zagrożenia dla życia człowieka.

„Cztery minuty i dziewiętnaście sekund."

„Ryuk!"

Nagle, zrobiło się poruszenie. Pragnienie by znaleźć mordercę sprawiło, że jeziorko zogniskowało się na pojedynczym człowieku, stojącym koło dziesięciu stóp od podium, na które wchodził młody mężczyzna. Ręce miał schowane w kieszeniach, a Ryuk zauważył obrys pistoletu pod materiałem. Patrzył, jak jego kompan pisze gorączkowo w Notatniku Śmierci, niezgrabnie trzymając długopis w szponach. Kruczowłosy człowiek stanął, prostując się, a cały tłum nagle ucichł.

Odgłos duszenia się, wraz z obrazem tego samego człowieka co wcześniej, łapiącego się za klatkę piersiową, spowodował, że kilku mężczyzn wyskoczyło z tłumu i stanęło wokół bladego człowieka. Ale gdy mężczyzna osunął się na ziemię, jego ciało drgając w spazmach, człowiek odepchnął swoich ochroniarzy i spojrzał z niedowierzaniem na tego na ziemi. A potem spojrzał w niebo.

Oczy Ryuka oderwały się od jeziorka, gdy usłyszał mały brzęk. Patrzył, jak jego kompan zaczyna się dezintegrować, jego maska nagle stała się przejrzysta. Ciężki kajdan, który okalał jego nadgarstek opadł na ziemię, gdy jego ramię zmieniło się w piasek.

„Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz."

Jego kompan spojrzał na niego zadowolonym wzrokiem „Myślę, że faktycznie znajdę, Ryuk. Wymyślę jakiś sposób. Zawsze mi się to udawało."

Jego twarz rozsypała się, a Ryuk wstał, zabierając Notatnik Śmierci ze sobą. Spojrzał raz jeszcze na jeziorko i rozejrzał się w tłumie, próbując znaleźć tą masę hebanowych włosów. Zlokalizował ją z łatwością i poruszył ustami, widząc imię, zanim zwrócił uwagę na czas życia.

Wzdychając, Ryuk pozwolił rozwinąć się swoim skrzydłom. Przyczepiając Notatnik Śmierci do paska, spojrzał w dół na pył, który został z jego kompana.

„Twój człowiek umrze za trzy dni, Raito."

Było zimno.

Raito zamrugał i zadrżał, jego oddech zmienił się w parę. Trzęsąc się, usiadł, rękami pocierając swoje ramiona. Nagle zamarł. Nie miał szponów.

Następny obłok powietrza uformował się przed jego twarzą, a on dotknął swoich policzków, nosa, ust. Nie miał maski. Nadgarstek, nie miał kajdan. Był znów całkowicie człowiekiem.

Roześmiał się, wstał. Drżące kroki zaprowadziły go naprzód, oczy rozglądały się po otoczeniu, próbując domyślić się, gdzie do cholery się znajdował. Jego nogi natrafiły na drogę i pomyślał, że przynajmniej w tym Ryuk się nie mylił. Ale nie wdział żadnych drzwi.

„Ten..."

Raito odwrócił się, głos rozbrzmiewał z góry.

„Jest niezwykłym duchem. Ryzykowny, ale jakże użyteczny. Czy powinniśmy wysłać go w lewo, czy w prawo?"

To był inny głos.

Mierząc wzrokiem cienie, Raito zaczął się cofać. Głosy zdawały się bliższe, ale w tym samym czasie słyszał je jakby z bardzo daleka. Potknął się, przewrócił, i nagle zobaczył.

„Widzi nas."

„Nareszcie. Robiło się nudno."

„Niewielu może nas widzieć, Hyide. Ten jest szczególny."

„Co się dzieje?" zawołał Raito, próbując nakłonić swój umysł, by nadążył za oczami. Sylwetki, osiem, siedzące wokół jednego stołu. Były wysokie, z krępymi tułowiami i długimi nogami. Każda nosiła jakąś koronę, oczy lśniły jak drogie kamienie. Raito drgnął, gdy każda para lśniących oczu zwróciła się na niego.

„Dwie dusze..."

„Poślijmy go na prawo."

„Bo?"

„Nie widzieliście jego życia? Zasłużył, by posłać go na prawo."

„Ale może być również postrzegany jako perfekcyjna dusza. Poślijmy go na lewo."

„Prawo."

„Lewo!"

Raito obserwował kłócące się kreatury, zastanawiając się, czy te stworzenia były Radą. Wstał, strzepnął ubranie i dołączył do kółka. „Czy mógłbym zabrać głos?"

Odwróciły się do niego, wszystkie lekko zaszokowane. Jedna z nich zaklaskała swoimi podobnymi do pazurów dłońmi z radością, zanim pokazała mu swoje przyzwolenie. Inne po prostu dalej go obserwowały, nagle ostrożne.

„Oh, pozwólcie chłopcu się wypowiedzieć we własnej obronie." ten, który mu pozwolił, uśmiechnął się „Jestem Hyide. Miło mi cię poznać, Yagami 'Kira' Raito."

„Cieszę się, że mnie znacie. Albo przynajmniej jedną stronę mnie. A teraz, co planujecie zrobić z moją duszą?"

Hyide spojrzał pytająco na pozostałą siódemkę, patrząc, jak się odwracają. Potem westchnął i powrócił białym spojrzeniem do Raito. „W normalnych okolicznościach wypytywalibyśmy cię o twoją przeszłość, zarówno jako człowieka jak i Shinigami. Ale wszyscy o tobie już słyszeliśmy – właściwie znamy cię dość dobrze. Musieliśmy wydać sąd nad wieloma, których zabiłeś. Więc, może zamiast odstawiać tą nudną scenkę 'zastanawiania się nad twoim życiem', po prostu wybierz drzwi. Proste."

Raito zmrużył oczy, obserwując srebrne stworzenie zanim przytaknął i odszedł, próbując nadążyć za tokiem myślenia. Droga wydawała się lśnić bardziej z każdym krokiem, a z daleka mógł zobaczyć kontury dwóch drzwi, oddzielonych może o cal. Pięknie inkrustowane drzwi z czarnego dębu o klamkach z brązu stały, praktycznie identyczne. Raito wyciągnął rękę, przesuwając palcami po delikatnym rzeźbieniu, zastanawiając się, co oznacza.

Hyide stanął obok niego, zaklaskał szponiastymi dłońmi. Wskazał na drzwi. „Wybierz jedne, i tylko jedne. Powodzenia."

Raito przygryzł wargę, myśląc o wszystkim, co usłyszał. Najwyraźniej jedne z tych drzwi prowadziły do jakiejś reprezentacji Piekła. Tego wolałby uniknąć, chciał się upewnić, że nawet w razie wyboru złych drzwi choć jakaś jego część będzie szczęśliwa.

I nagle doznał olśnienia. Spojrzał za siebie, kalkulując dystans, o jaki oddalone były od niego dziwne stworzenia i jak szybko mogłyby się poruszyć, by go zatrzymać.

Przełykając ciężko, spojrzał znów na drzwi, na ich wypolerowane drewno i lśniące klamki. Z wahaniem wyciągnął rękę i usłyszał, jak jedna z kreatur parsknęła. I wtedy to zrobił.

Jego druga ręka wystrzeliła i złapał za obie klamki. Usłyszał westchnięcie, za którym podążył dźwięk poruszonego powietrza i nagle Raito zaczął się trząść. Jego ciało zdawało się rozrywać na dwoje; jego umysł przedzielił się na pół. Krzyk wyrwał się z jego ust gdy otworzył dwoje drzwi, a białe światło całkowicie go pochłonęło. Nie mógł oddychać, nie mógł się poruszyć, nie mógł zrobić nic. A gdy ból stał się niemal nie do zniesienia, przestało.

Niewyraźnie otworzył oczy, wzdrygając się gdy światło przedostało się do jego wizji. Coś łaskotało jego twarz; jego palce drgnęły i złapały coś delikatnego.

Jęknął, podciągnął się wyżej, potrząsając głową by pozbyć się pozostałości bólu.

Gdy w końcu odzyskał oddech, usiadł, zdumiony. Przed nim rozciągały się wzgórza, porośnięte trawą i lasami. Niebo było nieskazitelnie niebieskie; powietrze rześkie i ciepłe.

„Co?" Raito zapytał, wstając na nogi. Odwrócił się, zarówno przestraszony jak i zaskoczony. Gdzie jest piekło, do którego miał zostać wysłany? To była jakaś nowa wersja limbo?

Usłyszał za sobą hałas i odwrócił się, skanując horyzont.

Coś zwróciło na siebie jego uwagę i zaczął poruszać się naprzód, ciekawość i potrzeba jakiejś normalności pchała go przed siebie. Gdy w końcu dosięgnął tą wizję, jego umysł wydawał się zawieszać. To po prostu nie było możliwe.

Przed nim stał dom. Był malutki; właściwie całkiem słodki. Raito postąpił do przodu, aż mógł przesunąć palcami po ścianie, upewniając się, że to jest rzeczywiste. Stopy poniosły go wokół budynku, aż znalazł frontowe drzwi. Nagle niepewny, cofnął się, oczy badały cały obraz, próbując znaleźć jakiś haczyk. Nie znalazłszy żadnego, odwrócił się i ciężko usiadł na trawie.

„Nie rozumiem."

Jego głos odbił się od wzgórz, echo rozbrzmiało kilkukrotnie. Głowę opuścił na ręce i pomasował skronie, przypominając sobie wszystko. Pamiętał, że uratował L w świecie Shinigami; pamiętał Ryuka, który mówił mu o Radzie i drugiej szansie. Pamiętał spadanie w ten dziwny świat; pamiętał Radę ośmiu i tego jednego, który z nim rozmawiał, Hyide. Pamiętał, jak spojrzał na drzwi i zastanawiał się, jak mógłby oszczędzić sobie cierpienia, jak mógłby upewnić się, że będzie szczęśliwy. A potem dotknął obu klamek.

„Więc, z powodu mojego wyboru zostałem wysłany tutaj?"

„Nie dokładnie."

Zaskoczony, Raito odwrócił się gwałtownie. Wzdrygnął się i spojrzał w górę na niewidzące oczy Hyide. Radny złączył swoje szponiaste dłonie i powiedział z powagą w głosie „Jesteś pierwszym Shinigami, który zrobił coś tak nieprzewidywalnego. Oczywiście, powinniśmy się tego po tobie spodziewać, Yagami Kira Raito. Albo, teraz, Yagami Raito. Z powodu twojej taktyki drzwi rozdarły cię, tak, że zostałeś tylko zwykłym człowiekiem, bez żadnych szczególnych mocy. Jesteś teraz po prostu Yagami Raito, istnienie, które utknęło na tym planie między Niebem a Piekłem. Bardzo podobnym do twojej Ziemi, właściwie. A biorąc pod uwagę, że pewne aspekty twojej osobowości zostały ci odebrane, nie będziesz miał żadnych wspomnień z dni, w których byłeś Kirą."

Raito zdał sobie sprawę z rosnącą grozą, że w jego umyśle zaczynają pojawiać się białe plamy. Jego ręce, drżąc, wplątały się we włosy, patrzył bezwiednie na trawę gdy wspomnienia Kiry – kogo? - zostały szybko wyczyszczone z jego umysłu. Drżąc, stanął na nogi, wołając za odchodzącym Radnym.

„Poczekaj!" krzyknął. Hyide obejrzał się, porcelanowe oczy były puste. Raito stanął przed nim. „Nie możesz zabrać mi moich wspomnień. To była przyczyna, dla której w świecie Shinigami miałem na sobie kajdany. Proszę, pozwól mi je zatrzymać."

Hyide obserwował go, zanim wyciągnął jedną szponiastą dłoń. Raito drgnął, ale udało mu się pozostać na miejscu gdy ten ostry pazur dotknął jego czoła. Ból eksplodował za oczami i chłopiec upadł na ziemię, ledwie dając radę stłumić wrzask. Wszystko, co zrobił, wszystko, co przeżył jako Kira wróciło do niego ze zdumiewającą ostrością.

„Masz dług u Rady, Yagami Raito. Nie zapominaj o tym."

„Co jestem wam dłużny?"

Radny zignorował jego pytanie. „Jesteś jedyny na tym planie. Będziesz też jedynym, który kiedykolwiek był Shinigami. Mamy nadzieję, że uda nam się zapełnić go innymi, ludźmi, nie potworami. Co do reszty, nie będziesz długo samotny. Widzimy się za sto lat, gdy przyjdę odebrać nasz dług."

Te lśniące oczy spotkały się z Raito i zobaczył w nich uśmiech, zanim nagle Hyide zniknął.

Raito położył się na trawie, zwalniając oddech. Przyłożył palce do skroni, pocierając delikatnie, aż ból całkiem ustał. Biorąc głęboki oddech, rozejrzał się wokół. Zastanawiał się, jak długo ma być tu sam, i kto pierwszy do niego dołączy. Przewracając się na plecy, spojrzał w błękit nieba.

Raito w dalszym ciągu leżał na trawie, gdy nadszedł trzeci dzień. Oczy miał zamknięte, ciało zrelaksowane pod jaskrawym światłem karaibskiego błękitu nieba i puszystych, białych chmurek. Raito westchnął i otworzył oczy, patrząc, jak jedna z ciemniejszych przesunęła swój cień przez wzgórze. Wyglądała jak gigantyczny, szary potwór. Drgnęło mu oko gdy zdał sobie sprawę, że jego IQ gwałtownie spada, a jeśli nie znajdzie sobie jakiegoś zajęcia, zacznie malować palcami i przytulać pluszowe misie.

„Mam wrażenie, że zwariuję, zanim ktokolwiek się zjawi." wymamrotał ze złością, zasłaniając oczy ramieniem. Oddychając głęboko, zdecydował się na drzemkę. Bóg jeden wie, nie spał przez ostatnie siedemdziesiąt dwie godziny. Słońce po prostu nie zachodziło w tym świecie, więc Raito wydawało się to niemożliwe, by był w stanie zasnąć. Na początku, gdy Raito siedział sam przed małym domkiem, zastanawiał się, która godzina i zaczął liczyć minuty, aż w końcu po osiemnastu godzinach, dwudziestu trzech minutach i dziewiętnastu sekundach uświadomił sobie, że niebo jest tak samo jasne jak na początku, a chmury przesuwają się po nim jak na taśmie. Raito nie zauważył nawet, że brakuje słońca, zanim nie wykonał kompletnego obrotu o 360 stopni, w poszukiwaniu kuli płonących gazów.

Były też fakt, że Raito nie czuł żadnych normalnych potrzeb. Głód po prostu nie istniał; woda nie była potrzebna; zauważył, że nie potrzebuje również snu po tym, jak był przytomny przez okrągłe dwadzieścia cztery godziny i czuł się tak samo jak na początku. Oczywiście, nie powstrzymało go to od drzemania od czasu do czasu, po prostu by nacieszyć się wolnością, że może to robić.

Wiatr delikatnie otulił go, gdy zwolnił swój oddech, umysł sprowadził do jeziora snu bez snów. Udało mu się prawie osiągnąć cel, gdy nagle coś rzuciło na niego cień. Zaskoczony, brunet poskoczył do góry, oczy rozszerzyły się nienaturalnie na widok przed nim.

Dżinsy wisiały na bladych biodrach, a równie blade dłonie zaczepione były na szlufkach. Bawełniana koszula wisiała na chudej sylwetce, która z pewnością widziała lepsze czasy, ale jednocześnie wydawała się silna. Masa hebanowych włosów koronowała nieporządnie bladą twarz, grzywka opadła na oczy. Raito poczuł, że wstaje bez swojej wiedzy, mózg próbował z desperacją ułożyć kawałki układanki, zrozumieć, co się do cholery dzieje.

Uratował tego człowieka trzy dni temu. Był pewny.

Jego place sięgnęły przed siebie, dotykając bladego policzka i grzywka uniosła się, pokazując głębokie, obsydianowe oczy z nikły uśmiechem. Raito nie mógł oddychać; jego wizja zdawała się rozmywać, aż w końcu poczuł wilgoć opadającą na jego ramię i zdał sobie sprawę, że płacze. Przysunął się do przodu, zamykając oczy i owijając swoje ramiona wokół tej szczupłej sylwetki, łącząc ich. Czuł ciepło, które emitował drugi mężczyzna, wiedział, że to musi być prawdziwe, że nie śnił. Nie miał snów podczas żadnej ze swych drzemek; nie podejrzewał, że mógłby jeszcze kiedykolwiek jakiś mieć.

Ale to – jeśli to był sen, to on nie chciał się obudzić.

„L," odetchnął, przyciskając swoją twarz do hebanowych kosmyków, czując jak te blade ręce łapią go za koszulę, niemal z desperacją.

Stali tak, nie poruszając się, nie mając odwagi przemówić. Raito w dalszym ciągu nie był pewien, co się dzieje; zaczął podejrzewać, że Hyide chce go ukarać za to, że przekonał go do oddania wspomnień. Ale im bardziej wtulał się w drugiego mężczyznę, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że to prawda, że L, człowiek, za którego umarł dwukrotnie, był przed nim, ręce wkręcone w jego koszulę, oczy ciasno zamknięte w koncentracji.

W końcu, Raito cofnął się, pragnąc spojrzeć jeszcze raz w te oczy, pragnąc zobaczyć siebie odbitego nie jako Kira, ale Raito. L spojrzał na niego tym znajomym wzrokiem, coś w rodzaju ciekawości w jego spojrzeniu, i Raito zobaczył siebie, prostego mężczyznę, który spędził dwa lata z dala od swojej miłości. Brunet poczuł palce L ruszające się w jego koszuli, zatrzymujące go przy sobie.

„Oto jest powód, dla którego nienawidzę spać."

I te usta były na jego ustach, te jedwabiste wargi o których Raito śnił przez ostatnie dwa lata. Przesunęły się niemal delikatnie po jego własnych, jakby prosząc o wybaczenie, jakby prosząc o odpuszczenie win. Raito postąpił naprzód, dłonie owinął wokół talii L, tak, jak robił to zawsze, palce wemknęły się pod bawełnianą koszulę, głaszcząc delikatnie blade biodra.

Raito poczuł jak L zaciska swój chwyt na koszuli bruneta, zdesperowany płacz uciekł z jego ust, zanim odwrócił się ze łzami w oczach. Raito patrzył w szoku, niezdolny do zrozumienia, co zrobił źle, co spowodowało płacz L. Detektyw nigdy nie płakał gdy byli razem, a gdyby Raito nie obserwował go ze świata Shinigami, nigdy nie udałoby mu się zobaczyć łez L kiedy pokazało się jego zdjęcie.

„L-" spróbował.

„Wiem. Wiem, że nie żyjesz. Wiem. Ale to nie przestanie, prawda? Nie przestanę o tobie śnić, o byciu tu razem z tobą, wciąż od nowa i od nowa. Niech to szlag!" nagle odepchnął od siebie Raito, odwracając się plecami do zdumionego bruneta, ramiona trzęsły się od płaczu. „Watari mówi, że jestem głupi; jesteś martwy, a ja powinienem martwić się o moich następców. Muszę przestać żyć przeszłością. Ale jesteś tu i nie chcesz mnie opuścić. Ja nie chcę, żebyś mnie opuścił."

L znowu się odwrócił i złapał go, przyciskając twarz do szyi Raito. Chłopiec ostrożnie owinął ramiona wokół talii detektywa, zamknął oczy i po prostu przytulał detektywa, czekając, aż łzy przestaną płynąć i L zwyczajnie się na nim ułoży, ciepłym oddechem owiewając szyję Raito. „Nie opuszczaj mnie."

Raito uśmiechnął się lekko, składając kolejny pocałunek na skroni L, słuchając jak detektyw zdawał się odpływać, jego oczy zamknęły się, a oddech zwolnił. Spojrzał na niezmienne niebo, oczy zamykając w cichym 'dziękuję' gdy przysunął się, przytykając usta do ucha L „Nie opuszczę."

Podniósł detektywa tak, że mógł siedzieć wygodnie, z L w ramionach. Detektyw spał przy nim, palce spontanicznie wkręcały się w jego ubranie przy każdym poruszeniu Raito. Brunet zajęty był głaskaniem jego włosów, gdy L obudził się, obsydianowe spojrzenie zamazane i śpiące. Jego wzrok zogniskował się na twarzy Raito, oczy rozszerzyły się, ręce automatycznie odepchnęły chłopca. Wylądował ciężko na trawie, rozglądając się wokół w szoku, nie rozumiejąc, dlaczego nie jest w swoim pokoju, dlaczego nie budzi się pełny frustracji z powodu śnienia o dawno zmarłym kochanku. „Co?"

„Nie żyjesz."

L spojrzał na niego, oczy jak wypolerowany onyks, konfuzja zmieszana z strachem odbita w tym zwykle czystym spojrzeniu. Raito wyciągnął rękę i dotknął jego policzka, ignorując to, w jaki sposób L wzdrygnął się i patrzył wokół siebie, całkowicie zagubiony. Wiedział, że będzie musiał powiedzieć L, co się dzieje, oczywiście, nie miał zamiaru brzmieć tak okrutnie. Ale teraz, kiedy zostało to powiedziane, gdy detektyw już wiedział, Raito miał nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży.

„Ja – jak umarłem?"

„Nie wiem. Ale to nie ma znaczenia. Chodź tu." Raito wskazał, a L drżąc ruszył w jego kierunku, nie będąc w stanie się uspokoić.

„Więc, naprawdę jesteś tutaj. Nie jesteś – to nie sen."

„Nie."

„Nie żyję..."

„Tak."

Palce L złapały jego koszulę. „Jesteś tu."

Raito uśmiechnął się. „Tak."

Usta L złapały jego, ręce zostawiły koszulę by przesunąć się przez mahoniowe włosy. Pocałunek trwał, obaj przelewali w niego swoją tęsknotę, swoją samotność, swoją niewypowiedzianą miłość. L pierwszy złamał pocałunek, opierając swoje czoło o czoło Raito, z zamkniętymi oczami. „Jesteś tu."

Raito jeszcze raz złapał jego usta, otwierając je i splatając ich języki. Ta sama elektryczność, którą czuł, kiedykolwiek on i L się całowali, dalej tam była, przemykając przez jego ciało. Uśmiechnął się i cofnął, składając delikatne, słodkie pocałunki na policzkach i nosie L, zanim wziął głęboki oddech.

„L, wiem, że mówiłem to już wcześniej, gdy byłem Kirą, ale ja naprawdę -"

Przykładając palec do jego ust, detektyw podniósł zamglone, obsydianowe źrenice na Raito, delikatny uśmiech zatańczył mu na wargach. „Wiem, Raito-kun. Wierzę ci." Jego palec zadrżał, gdy przesunął nim przez oczy bruneta. „Wierzę ci. To nie jest sen. Jestem martwy; ty jesteś martwy. Ale jesteśmy razem. To nie jest sen."

Raito zamknął oczy i uśmiechnął się. „Nie opuszczaj mnie."

Poczuł, jak się uśmiecha; czekoladowe oczy otworzyły się by zobaczyć tą bladą twarz rozświetloną, gdy krótki śmiech opuścił te słodkie usta, „Nie opuszczaj mnie."

End.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.