czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 3


Raito obudził się w dziwnym magazynie, w którym zeszłej nocy znalazł L. Ciepło rozchodziło się z pleców na resztę ciała i w końcu obudził się bez detektywa gapiącego się na niego swoimi sowimi oczami. Mrugając niewyraźnie i czekając aż jego mózg się zrestartuje rozejrzał się po pokoju. Wciąż był pogrążony w ciemności, ale promienie złota rozciągały się na podłodze rozświetlając pudła które obchodził zeszłej nocy. Raito uznał za zabawne, że większość pudeł była podpisana 'Słodycze'.

Ciepło naciskające na niego poruszyło się, a on zesztywniał, nagle niepewny. Jak się tak zastanowić, to gdzie jest L? Obejrzał się za siebie i stwierdził, że patrzy prosto w plątaninę onyksowych włosów. Tłumiąc okrzyk zaskoczenia przewinął wspomnienia do ostatniej nocy. Znalazł L w tym pokoju, skulonego i smutnego, i trochę z nim rozmawiał. Potem dał mu kajdanki, a potem co?

Przypomniało mu się, jak zamknął na chwilę oczy. Odetchnął, wspomnienia uderzyły go jak w pełnowymiarowy pociąg zapakowany ulubionymi słodyczami L. Zasnął ramię w ramię detektywa. A teraz…

Głowa przesunęła się, poczuł, że coś chwyciło tył jego koszuli. L przekręcił się w czasie snu, wtulając się jak kotek w plecy Raito, rozkoszując się ostatnimi, cennymi minutami snu, zanim Raito niegrzecznie go obudzi i wywróci wszystko do góry nogami.

Raito odetchnął, kładąc czoło na zgięte kolano. Zerknął na zegarek – była dziewiąta trzydzieści. Byli spóźnieni. Znowu. Stawało się to już ich małym, brzydkim nawykiem. Zaraz, to była zła myśl. Jego umysł zwrócił się spontanicznie w kierunku rzeczy, które lepiej byłoby zostawić gdzieś po dorosłej stronie świata. Drgnął i stwierdził, że najwyższy czas wyplątać się z L zanim jego mózg zmieni temat na następną dziwną fantazję. Więcej złych myśli. Zatrzymał ten potok zanim zdążył zastygnąć w jego pamięci i obrócił głowę by spojrzeć na swojego rywala.

Raito nie mógł nic poradzić, po prostu się wzruszył. Kamień by to zrobił. L był skulony naprzeciw niego, jego policzek spoczywał pomiędzy łopatkami chłopaka, obie ręce na jego plecach, jedna na ramieniu a druga wsunięta zaraz pod podbródkiem detektywa, wkręcona w materiał jego koszuli. Twarzy L nie maskowała już starannie nałożona fasada, którą oboje starali się utrzymać na miejscu. Jego usta były lekko rozchylone, a kosmyk włosów falował poruszany łagodnym oddechem. Jedno kolano miał blisko klatki piersiowej, drugie wysunięte na zewnątrz. Wyglądał spokojnie we śnie, nie będąc już przygnieciony ciężarem sprawy i podejrzeń.

Raito zauważył, że jego wolna ręka nieświadomie dotknęła włosów L, głaszcząc niesforne kosmyki. Co ciekawe, były miękkie, niemal jedwabiste, a nie tłuste jak Raito oczekiwałby po włosach człowieka, który jadł niemal wyłącznie słodycze. Zbyt późno zdał sobie sprawę z tego, co robi i odsunął rękę, budząc w ten sposób śpiącego detektywa i rozpoczynając chaos. Oczy L otworzyły się sennie, mrugnęły raz, drugi i zogniskowały się na twarzy Raito, zastygając między czymś pomiędzy zaskoczeniem, lękiem i czymś jeszcze, uczuciem, które jego samego opanowało zupełnie nieświadomie jeszcze chwilę temu. Jego ręce były centymetry od włosów L, a Raito strofował się za zrobienie czegoś tak bardzo nie w jego stylu i za chęć, by zrobić to jeszcze raz. Ta myśl oślepiła go i z hukiem zatrzasnął drzwi nieznanego dotąd uczucia, mając nadzieję że zamaskuje jakoś przerażenie ogarniające jego rysy.

L odskoczył, zduszając krzyk. Raito patrzył na niego, otumaniony i wyprostował plecy skurczone z powodu niewygodnej pozycji L. Spojrzał na detektywa, który skurczył się jakby gotów do ucieczki i powiedział „Jeśli skończyłeś już poranne ćwiczenia, może powinniśmy dołączyć do grupy? Znowu jesteśmy spóźnieni." L gapił się na niego, ostrożność wpełzła na jego twarz. Raito zastanawiał się, czy coś powiedział żle; może powinien również przejść do defensywy, albo, nawet lepiej, zaatakować? Ale zaczynał się przyzwyczajać do ich nowej rutyny – dziwne zdarzenie zeszłej nocy, pobudka późno następnego ranka. Drużyna na pewno zaczniecoś podejrzewać jeśli z tym nie skończą. Z drugiej strony, wszyscy w niej byli bez wyjątku kompletnymi idiotami, więc pewnie mają jeszcze parę prób.

Raito wstał i poczuł, że jego ramiona wyzywają go za nie znalezienie niczego wygodnego do spania w nocy. Zamknijcie się, L był bardzo wygodny… Zaraz, skończ tą myśl zanim wydostanie się z głowy. Raito poczuł, że jego twarz płonie i spróbował kontrolować rumieniec zanim L zauważy.

„Raito-kun, czy jest powód dla którego twoja twarz nagle przybrała czerwony ocień? zapytał L.

Za późno.

„Nie. Chodźmy."

L uniósł głowę i wstał, jego twarz była spokojna, bez emocji. Przynajmniej wrócił do swojego normalnego stanu i nie był już w depresji. Może to, co powiedział Raito podziałało.

Brnęli przez pudła, Raito czytał każdy opis, próbując znaleźć choć jedno, które nie jest po brzegi wypełnione słodyczami. Nie miał zbyt wiele szczęścia. L zatrzymał się naprzeciw kolejnego pudła, kciuk dotknął jego dolnej wargi. Raito spojrzał na nalepkę, na której prostymi różowymi i czarnymi literami widniał napis „Czekolada Wielkanocna" i uniósł brew.

„Ryuuzaki, naprawdę na śniadanie powinno się jeść normalne jedzenie, a nie czekoladę."

„Zapominasz, Raito-kun, że czekolada i słodycze są normalne dla mnie," odpowiedział L podchodząc do pudełka i zgrabnie otwierając je wyjętym z kieszeni nożem do papieru. Wyprostował się z trzema opakowanymi w celofan łakociami.

Wielkanocne zajączki.

Raito patrzył z obrzydzeniem, jak L odwija pierwszy smakołyk, dwa pozostałe wpychając do kieszeni, i odgryza duży kawałek kierując się ku drzwiom. Jednak ich podróż nawet nie zdążyła się na dobre rozpocząć, kiedy Raito przez przypadek uderzył w pudło podtrzymujące główną konstrukcję.

Zatrzymali się, patrząc na falujące pudła, czekając, czekając na nieunikniony upadek, aż w końcu z samego czubka spadło pierwsze, pociągając za sobą wszystkie pozostałe. Raito nagle poczuł, że jedna myśli przebija się z jego zamkniętego ze zgrozy umysłu. L złamie się jak gałązka jeśli to na niego spadnie.

„Ryuuzaki!" krzyknął, odpychając detektywa z drogi. Próbował unikać pierwszych pudeł, ale trzecie z kolei, jak na ironię wielkanocne, uderzyło go w plecy, przygważdżając do podłogi. Poczuł szarpnięcie łańcucha i przestał być pewny czy udało mu się odepchnąć L wystarczająco daleko. Zakrył głowę, jednak było to niemożliwe z powodu w dalszym ciągu szarpiącego łańcucha, który odciągał jego rękę zostawiając jego głowę bez ochrony. Uderzyło go następne pudło, ból eksplodował za oczami. Ciemność pochłonęła jego wizję, a on jęknął z bólu. Ostatnia myśl Raito pełna była autoironii.

Umarł śmiercią tragiczną, zamordowany przez słodycze…

Raito mrugnął, oślepiające światło sprawiało mu ból. Spróbował unieść rękę, zasłonić się, ale odmówiła posłuszeństwa, więc powrócił do próby powstrzymania światła przewiercającego się przez jego tęczówki, jakby chciało go skrzywdzić. Jęknął i zamknął oczy pozwalając bezużytecznej ręce spocząć na miękkim podłożu na którym leżał. Poczuł, że lewe ramię drga i zastanawiał się niejasno co się dzieje, jak się tu dostał i kiedy moją zamiar go wypuścić. W sumie mógłby sobie odpuścić pierwsze pytanie. Był ranny, tak? Niewiele pamiętał, ale wspomnienia układały się w jego myślach w kształt czekoladowego zająca…

Jego lewa ręka podniosła się niespodziewanie, bez udziału woli. Panika ścisnęła jego żołądek i szarpnął nieposłuszną kończynę w dół. Krótki, zaskoczony oddech dotarł do jego uszu i Raito zmarszczył brwi, zastanawiając się kto z nim jest. Niechętnie otworzył oczy, tym razem czekając aż źrenice przyzwyczają się do ostrego światła. Mógł teraz rozróżnić zarys kogoś obok niego, zgarbionej postaci z niesforną fryzurą. Ręka pojawiła się blisko jego twarzy, palce, które wydawały się drżeć z niepewności. Znał tę osobę.

Rozejrzał się spod zwężonych powiek, nie mógł dostrzec nic, tylko następne zarysy, ledwie widoczne, z prawej strony jego łóżka. Nie były tak czyste, tak żywe jak ta obok niego, ta z drżącymi palcami, musiały znajdować się za czymś, może za zasłoną? Stawał się coraz bardziej rozbudzony, i z nagłym wstrząsem zdał sobie sprawę, że niemal każda jego część boli.

Delikatny dotyk na policzku zwrócił oczy chłopaka z powrotem na osobę obok niego. Dotykała jego policzka, przeciągając drżące palce w górę i w dół, jakby mówiła coś, czego on nie mógł zrozumieć. Zamknął oczy, rozkoszując się dotykiem. Był… miły, przyjemny. Palce odzyskały pewność siebie, a on westchnął, ruszając głową lekko w ich kierunku. Zrozumiał swoją pomyłkę gdy postać przestała, a palce znowu zaczęły drżeć. Może powinien udawać że śpi zamiast zwracać się w stronę ciepła?

Ta myśl przepchnęła jego pamięć do magazynu, przywracając jedną wielką falę wspomnień do jego mózgu, rozpoczętą przez mały gest osoby siedzącej obok niego, w środku jego zakłopotania.

Raitot zerwał się z łóżka, usuwając rękę L z jego policzka, oczy otworzył szeroko od paniki i bólu. Jego głowa bolała, zauważył bandaż okalający jego czaszkę, jak chyba każdą inną część ciała, włączając w to całkiem spory pakiet na plecach. Raito oddychał gwałtownie, znowu powodowany paniką. Pamiętał pudła spadające, spadające prosto na L a on impulsywnie odepchnął go od zagrożenia. Zwrócił wzrok na detektywa i zobaczył długie zadrapanie pod jego okiem i prześwitujący przez materiał swetra siniak na plecach. Więc nie udało mu się go ochronić. Jeśli by nie uderzył w tamto pudło…

„Raito-kun, to był wypadek. To nie twoja wina," wyszeptał L, obserwując jego proces myślowy. Raito spojrzał na niego ponownie, spotykając spojrzenie szarych oczu. Widział w nim akceptację tego, co się stało i coś jeszcze. Czyżby troskę?

Raito położył rękę na oku, zamknął oba. Tak naprawdę, chciał tylko zatrzymać ciepło palców L na policzku. Dziwne, dlaczego to zrobił? Wszystko, co ostatnio robił było anomalią. L zachowywał się inaczej, i sprawiał, że on sam czuł się inaczej. Nie, to nie jest to, co Yagami Raito powinien myśleć. Yagami Raito powinien znajdować na wszystko logiczne wytłumaczenie.

Więc dlaczego nie mógł logicznie wytłumaczyć tego, że chciał znowu poczuć na sobie palce L? Odsunął rękę, uspokajając się. Otworzył oczy zdając sobie sprawę, że znów jest w pokoju medycznym, na jednym z łóżek. Pobił swoisty rekord, udało mu się zranić dwa razy w ciągu dwóch dni. Za przepierzeniem dojrzał figury reszty grupy, pięć. Watari musiał pójść po nowe bandaże. Nagle Raito poczuł dziwną wdzięczność do starszego człowieka.

Oddychając ciężko Raito odwrócił nogi i opuścił je na zimne kafelki podłogi. L obserwował jego poczynania, nie wykonując żadnego ruchu by powstrzymać go lub dotknąć. Raito wywnioskował, że wciąż jest wstrząśnięty jego zachowaniem w stosunku do detektywa, szczególnie wszystkim, co zdarzyło się tego ranka. Ale kiedy w końcu stanął na nogi L już tam był, rękami podtrzymując go za ramię i pierś. Raito skinął w jego stronę i zrobił chwiejny krok w kierunku drzwi, testując swoją równowagę. Ból nie był aż tak straszny, biorąc pod uwagę, że Watari pewnie dał mu solidną dawkę morfiny albo innego środka przeciwbólowego.

„Wolałbym opuścić pokój zanim mój ojciec i reszta grupy zauważą, że już się obudziłem," powiedział Raito, opierając się ciężko na L. Detektyw przemyślał to, patrząc na cieniste figury za zasłoną, zanim wzruszył ramionami i przemieścił ich w przeciwną stronę pokoju. Bez trudu opuścili pokój bez wiedzy reszty drużyny, kierując się w stronę windy.

L musiał puścić Raito, ale w dalszym ciągu pozwalał się używać jako podpórki. Chłopak miał problemy z koncentracją tak długo, jak czuł na sobie palce L, naciskające na skórę przez materiał bluzki, co dorzuciło następny dylemat do jego zakłopotanego umysłu. Musiało być jakieś logiczne wytłumaczenie tego, co czuł do detektywa. Może leki mieszają coś w jego hormonach. A może to same hormony, bo odkąd przebywał z L 24/7 nie mógł ich lepiej kontrolować… okay, koniec transmisji.

„Raito-kun, twoja twarz przybrała niezwykle czerwoną barwę. Opuszczenie pokoju medycznego podniosło twoją szansę na kontakt z jakąś infekcją o trzydzieści procent."

Raito przełknął i odepchnął się od L. Musiał od niego odejść, choć na chwilę. Ale w momencie gdy uwolnił się z chwytu detektywa jego nogi postanowiły pójść na małe wakacje, a on sam rozłożył się na podłodze windy. Odetchnął i oparł głowę o metalową ścianę, zamykając oczy. Wyczuwał obecność L obok niego, oczy włóczące się po jego rysach, obserwujące twarz, i postanowił je ignorować, choć były dziwnie uspokajające. Może istnieją i zawsze istniały rzeczy niepojęte dla logiki.

„Ryuuzaki, czy myślisz że coś poza moimi ranami jest ze mną nie tak?" zapytał Raito, obracając głowę by spojrzeć na L. Detektyw przykucnął obok niego, kciuk na jego dolnej wardze, jak zwykle. Przestał, zakłopotany, gdy ich oczy się spotkały.

„Czy coś cię martwi, Raito-kun?"

Raito odetchnął, „Tak. Dlaczego ostatnio coraz częściej używasz mojego imienia?"

Oczy L znalazły jego własne, po czym spojrzały na drzwi windy. Byli niemal na swoim piętrze. L wstał i podszedł do panelu kontrolnego, otworzył małe pudełko na dole i przycisnął czerwony przycisk. Cała winda stanęła; światła zamrugały i zgasły, kamera zamigała ostatnim słabym sygnałem zanim również zgasła, powodując u Raito dreszcz paniki. Czerwone światło awaryjne rozbłysło, ale zrobiło to odrobinę zbyt powoli by nadążyć za nieregularnym biciem serca chłopaka. Co L właściwie robił?

Jego oczy szybko przyzwyczaiły się do przyćmionego światła i Raito znalazł L znowu obok siebie, tym razem z plecami opartymi o ścianę windy, gapiącego się na cyfry. Raito czekał na wyjaśnienia, ale nic nie nadchodziło. Tylko cisza rozciągała się między nimi. Komfortowa cisza, ale znowu, między nimi a głównym lobby było jedenaście pięter w dół, więc chłopak nie wiedział jak komfortowo naprawdę się czuje.

„Czy będziesz zaskoczony, jeśli ci powiem, że przez ostatnie dni nie byłem sobą?" nadszedł głos L, przerywając ciszę. Raito spojrzał na niego a L odwzajemnił spojrzenie.

„Oczywiście, że nie. Sam do tego doszedłeś." lekki uśmiech ozdobił usta detektywa, który przerwał kontakt wzrokowy.

„ Jestem tak samo zakłopotany tą sprawą jak ty. Te kajdanki przeszkadzają nam obu, ale wciąż nie mogę ich zdjąć. Gdybym to zrobił, złamałbym obietnicę daną sobie. Wciąż istnieje jednoprocentowa szansa, że jesteś Kirą, a nawet z tak małym prawdopodobieństwem nie wolno mi narażać reszty drużyny." L odetchnął, podnosząc swój kciuk do ust. „Jednakże… Jest coś innego, co mnie zastanawia. Coś, co bardzo chciałbym odkryć, ale się boję. Czy rozumiesz mój dylemat?"

„Jeśli wiedziałbym więcej o naturze twojego problemu, z pewnością mógłbym udzielić jakichś wskazówek. W ten sposób jestem na przegranej pozycji," Raito przełkną z trudnością. Podejrzewał, że wie gdzie L zmierza z tą rozmową, jego część tego pragnęła. Jednak inna jego część przekonywała go, że jeśli rozmowa przybierze taki obrót, będzie to jak stanie w ciemnej jaskini z nieznaną bestią dyszącą mu w kark. L kontynuował, jakby nie słyszał słów Raito, „Zawsze dotąd pracowałem solo i mieć kogoś przy sobie, ja – cóż, to zupełnie inna sytuacja w którą muszę nauczyć się zagłębiać. Może jeśli zapytałbym cię o radę później? Zapytałeś mnie wcześniej dlaczego częściej używam twojego imienia. Robię to ponieważ jesteś moim przyjacielem, Raito-kun, a odkąd jesteśmy przyjaciółmi podejrzewam, że powinniśmy używać swoich imion bez żadnych ograniczeń."

„Nie będzie lepszego czasu niż teraz, byś zapytał mnie o radę," odpowiedział Raito, myśląc o odpowiedzi L na jego pytanie. Czy byli tylko przyjaciółmi? Dlaczego to go nie uspokoiło, tylko zdenerwowało? Co było z nim nie tak?

„Jeślibym wiedział, jak wysłowić mój problem, zapytałbym, jednak nie wszystko jest tam, gdzie być powinno. Nie potrafię dobrać odpowiednich słów. Może, gdybym ci pokazał…?" Raito zagapił się na niego, nerwowy skurcz w jego żołądku stał się ryczącą falą niepewności. L odwrócił głowę w jego kierunku i przyglądał się mu ze swoim zwykłym, sennym wyrazem twarzy, choć teraz wyglądającym bardziej poważnie. Wszystkim, co Raito mógł usłyszeć, był hałas jaki robiły jego myśli, zacierający wszystko. Nie, Raito, za dużo myślisz; przestań o tym myśleć, po prostu pozwól rzeczom się zdarzać. L podniósł głowę, patrząc na niego z ciekawością, a Raito poruszył się, myśląc, ciągle myśląc. Czy to się zdarzy? Czy naprawdę za dużo o tym myśli? Co ma zamiar się zdarzyć?

„Twoja twarz jest dużo bledsza niż zanim weszliśmy do windy, Raito-kun. Myślę, że powinieneś teraz trochę odpocząć. To było niebezpieczne, opuszczać pokój medyczny." wyszeptał L.

Raito poczuł, że jego bezpieczniki w tym momencie wysiadły. Był zbyt skołowany, zbyt zagubiony we wszystkim co się zdarzało. Po pierwsze, detektyw drażnił się z nim, naciskając, naciskając, by w końcu odepchnąć w ostatnim momencie, gdy był już gotów skoczyć. Po drugie, on sam drażnił się ze sobą pomysłami i myślami które nie miały sensu. Nie mógł już wytrzymać napięcia. Musiał wiedzieć. Czy był gotów na odrzucenie swojej logiki w miejsce instynktu, czy był zagubiony w świecie zastanawiania się co się zdarzy?

Wybrał instynkt.

Przesuwając się tak, by być twarzą w twarz z L, z determinacją płonącą jasno w jego rdzawych oczach, położył obie ręce na chudych ramionach detektywa. Poczuł, jak L patrzy na niego ze zdumieniem, opuszczając rękę z wargi. Raito przełknął i spróbował ignorować obie części jego mózgu krzyczące na niego, odpychające się nawzajem, proszące o uwagę. Z ostatnim strzępem logiki ulatującym w tunel windy, przejął inicjatywę i popłynął do przodu.

L gwałtownie wciągnął powietrze w bezgranicznym zdumieniu.

I w tym momencie świat Raito postanowił rozpaść się wokół niego. Aby być drobiazgowym, to winda postanowiła ukarać go za ten moment słabości.

Spadła.

L opadł do tyłu pociągając za sobą Raito. Chłopak opadł na detektywa z pełną świadomością, że pędzą jedenaście pięter w dół w żelaznej pułapce. Cudownie. Przetestował swoje uczucia tylko po to, by zabił go nieożywiony obiekt.

„To wygląda znajomo," wymamrotał L, patrząc do góry na Raito. Student gapił się z niedowierzaniem na detektywa, który wydawał się całkowicie niewzruszony faktem, że a) właśnie spadali jedenaście pięter w kierunku śmierci i b), że właśnie był całowany przez podejrzanego w sprawie seryjnego morderstwa – choć właściwie, formalnie, Raito nie udało się ukończyć zadania, więc to chyba nie powinno się liczyć.

„Ryuuzaki, jak my do cholery zatrzymamy tą windę?" warknął, zgryzając zęby. Jego głowa nagle wydała się niesamowicie lekka, a uczucie mdłości nie opuszczało żołądka.

L podniósł głowę, patrząc w sufit obok głowy Raito. „Cóż, zawsze możesz przycisnąć znowu ten czerwony guzik. Ale zaznaczam, że nie jestem pewien czy zadziała, jeśli naciśniesz dwa razy."

Raito zwlókł się z L, stając na nogi. Gwałtownie otworzył metalowe pudełko i nacisnął czerwony przycisk.

Winda zatrzymała się z szarpnięciem.

Światła pstryknęły z powrotem.

Kamera zamrugała by pokazać, że znowu pracuje.

A Raito stracił przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.