Yaoi Death Note
czwartek, 17 stycznia 2013
Matt x Mello (Death Note)
And now I don't know why
She wouldn't say goodbye
But then it seems that I
Had seen it in her eyes.
Though it might not be wise
I'd still have to try
With all the love I have inside
I can't deny
I just can't let it die
Cause her heart's just like mine
And she holds her pain inside
So if you ask me why
She wouldn't say goodbye
I know somewhere inside
There is a special light
Still shining bright
And even on the darkest night
She can't deny
Cisza, nie słychać nic po za szumem liści poruszanych wiatrem.
Leżę na miękkiej trawie, a przymkniętymi oczami patrzę w niebo, gwiazdy, księżyc.
A obok mnie leży Matty.. mój Matty.
Delikatnie trzyma moją dłoń, gładząc kciukiem moje palce.
Patrzę na jego twarz. Uśmiecha się pod nosem , ma zamknięte oczy.
Anioł, nie człowiek.
Czerwone włosy opadały na czoło , zakrywając część twarzy.
Podniosłem się i wtuliłem w jego pierś.
Pogładził mnie delikatnie po głowie, a ja zamruczałem.
Czy tak wygląda niebo?
Wsłuchałem się w bicie jego serca.
Bum Bum Bum Bum
Muzyka dla moich uszu, mam pełną świadomość ,że to nie sen.
Że to nie złudzenie, nie kłamstwo.
W jego ramionach czuję się bezpiecznie, jakby mogły mnie obronić przed złem całego świata.
Tak jest przy osobie którą się kocha.
I ta świadomość ,że oddałbym za niego życie.
***
"Miłość , która jest gotowa nawet oddać życie, nie zginie."
***
-Gdy szary smutek odbiera mi uśmiech, chcę być z tobą inaczej spokojnie nie usnę- Zanucił cichutko pod nosem czerwono włosy.
Wróciliśmy z naszego sekretnego miejsca, i teraz siedzimy na balkonie. Ja na jego kolanach , przykryty kocem a Matty za mną palił papierosa, starając się nie dmuchać we mnie.
Na jego słowa zarumieniłem się lekko i szturchnąłem go łokciem.
-Nie rób tak. Zawstydzasz mnie… - Szepnąłem i spojrzałem na białe kafelki, którymi wyłożony był balkon.
-Dlaczego? Lubię gdy się rumienisz… stajesz się wtedy jeszcze bardziej zniewieściały – Zachichotał cicho i objął mnie w pasie. Prychnąłem donośnie , ale nie czułem się urażony.
-Nie mogę uwierzyć ,że to prawda. To ,że wiesz… powiedziałeś mi ,że mnie… khe khe no wiesz – Zaplątał mi się język, po chwili kontynuowałem- Cały czas mam wrażenie, że obudzę się z tego pięknego snu i znowu będę sam.
-Już nigdy więcej nie będziesz sam Mello. Nigdy cię nie zostawię. Kocham cię, jesteś moim światem. Moją podporą. Jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, będę… twoją dobrą wróżką, co ty na to Mello?- Matty z cwanym uśmiechem patrzył w moje oczy- Tylko taką złą wróżką… lateks, bicz i wibrator hehe będę zboczoną niby wróżką. Ubierzesz mnie w sukienkę kochanie?
-A kysz zboczeńcu!- Pisnąłem cieniutko, przerażony tym ,że wizja Matta w obcisłej , skurzanej sukience prawie postawiła mnie w stan gotowości.
Chłopak zaśmiał się wesoło, wciągnął ostatniego bucha i zgasił papierosa.
-Śpiący?
-Ani trochę… chcę cię jeszcze poprzytulać – Westchnąłem i musnął jego policzek swoimi wargami. Uwielbiałem takie delikatne pieszczoty. Matt potarł swoim nosem o mój i uśmiechnął się uroczo , przyciągając mnie do głębszego pocałunku. Jego język badał wnętrze moich ust, subtelnie ocierał się o podniebienie. Głaskałem delikatnie jego policzki, wzdychając cichutko.- Uwielbiam cię, misiu.
-Misiu? –Matt parsknął w moje usta.
-Misiu, Niedźwiadku ,tygryski, rybciu , Kocurku…. – Szepnąłem mu prosto do ucha.
-Czy ja przypominam zwierzę?- Prychnął rozbawiony.
-Nie… przypominasz zboczoną niby wróżkę- Podgryzłem jego dolną wargę.
-Och widzę ,że pomysł się spodobał , zrealizujemy go kiedyś?- Bardziej stwierdził niż zapytał czerwono włosy i pogładził mnie po plecach.
-Skąd! Nie waż się bawić w Ekshibicjonistę ! Dostanę zawału jak pewnego dnia przyjdziesz do pokoju w czarnym płaszczu.- Spojrzałem się na niego przerażony. Tym bardziej ,że w jego oczach pojawiło się coś… złowrogiego.
-Och kociaku , ale ty masz wspaniałe pomysły w tej słodkiej główce. Ale tak na poważnie… naprawdę by cię nie ruszyło to ,że wchodzą do pokoju, blask świec, pełnia księżyca. Mam na sobie czarny płaszcz, podchodzę do ciebie kocim krokiem, i zaczynam zmysłowo rozpinać guziki… Najpierw ukazuję się moja naga klatka piersiowa a potem….
-Matt! Czy wszystko co wychodzi z twoich ust jest zboczone? – Zapytałem, czerwony jak burak.
-Wiesz… jeśli masz na myśli swojego penisa to…
-Matt!- Pisnąłem chowając twarz w dłoniach. Zawsze peszyły mnie takie rzeczy i teraz jak pomyślę ,że on mi robi te wszystkie rzeczy…. A ja tak jedynie leżę i krzyczę to aż mi się płakać chce.
-Nie zasłaniaj swojej słodkiej twarzy… Jesteś taki uroczy gdy się peszysz, pozwól mi na ciebie patrzeć. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Kocham cię- Powiedział w moje włosy.
Ja jedynie wtuliłem się w niego, przyciskając go tak mocno ,że aż stęknął . Mimo ,że ja mu nigdy nie powiedziałem tych dwóch słów , czuję dokładnie to samo.
Ale przecież on o tym wie… wie prawda?
-Mello Khe khe masz parę w tych chudych rączkach. Nie mogę oddychać- Wysapał chłopak jednak nie wyglądał na złego.
-Jesteś mięciutki… muszę cię wyściskać na zapas gdybym ci się znudził- Palnąłem bez zastanowienia.
-Naprawdę myślisz ,że tak po prostu bym cię zostawił? – Spytał lekko urażonym tonem Matt.
-Eeee… nie ja , po prostu… tak mi się powiedziało- Mruknąłem cicho , nadal go nie puszczając.
On jednak wstał , zmuszając mnie przy tym do wstania z jego kolan i puszczenia go z uścisku.
Wszedł do pokoju, a ja zostałem sam na balkonie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Po chwili, ku mojej uldze, Matt wrócił niosąc coś w ręku.
Podszedł do barierki, i ukucnął. Jak się okazało, czarnym markerem na kafelkach napisał „MxM”.
Wstał i chwycił mnie za dłoń.
-Zawsze gdy powiem coś nie tak, gdy nie będzie nam się układało gdy świat będzie się walił ty przyjdz tu po prostu i spójrz na dowód mojej miłości. Wiem ,że to nic wielkiego, nie ma tu drzewa bym wyciął na nim nasze inicjały ale proszę… uwierz we mnie i moje słowa.- Powiedział patrząc mi w oczy.
Wzruszyłem się. Autentycznie się wzruszyłem.
-Dobrze Matty- Szepnąłem i stanąłem na palcach by sięgnąć jego ust.- Trochę chce mi się spać.
Matt nic nie mówiąc, ku mojemu zaskoczeniu wziął mnie na ręce i niczym pannę młodą , zaniósł do łóżka. Położył mnie delikatnie, jakbym był ze szkła i przykrył cieplutkim kocem.
Momentalnie zaczeły kleić mi się powieki.
-Śpij kochanie- Powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Niee… zasnę tylko wtedy gdy będziesz obok – Szepnąłem na granicy snu i jawy.
-Zawsze jestem obok.
Pogładził mnie jeszcze po głowie.
-Gdybyś kiedyś we śnie poczuł , że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz żem żyć przestał.- Powiedział gdy ja już błądziłem w krainie sennych marzeń.
***
Nie mów nic. Kocha się za nim. Nie istnieje żaden powód do miłości.
***
Obudziło mnie dziwne łaskotanie gdzieś w okolicy pępka.
Uchyliłem powieki, a moim oczom ukazał się Matt. Bawił się piórkiem , które zapewne wyleciało z poduszki. Sunął nim po moim brzuchu, zataczając kręgi i inne dziwne figury. Nieświadomy tego ,że się obudziłem chłopak zsunął trochę moje spodnie i piórko powędrowało na podbrzusze. Wychodziłem z siebie by nie dać po sobie poznać ,że nie śpię. Nie przewidziałem jednak ,że Mattowi no głowy przyjdzie połaskotać mnie po stopach.
Pisnąłem i zachichotałem jak szalony, odsuwając nogi od narzędzia tortur.
-Wiedziałem ,że nie śpisz cwany lisie! –Zawołał uśmiechnięty i uszczypnął mnie w policzek.
-Chciałem zobaczyć co ci wpadnie do tej rudej głowy- Parsknąłem i zarzuciłem mu ręce na szyję.
Przybliżył swoją twarz, ale ja odwróciłem głowę.
-Co jest?- Spytał zdziwiony.
-Idę umyć zęby wiewióro – Cmoknąłem go w nos i nim zdążył się zorientować o co chodzi a ja już siedziałem w wannie, myjąc zęby i słuchając muzyki jednocześnie.
-Mello…- Ciche pukanie wyrwało mnie z przyjemnego transu.
-Poczekaj zaraz wyjdę- Krzyknąłem. Tak jest, gdy w każdym pokoju na dwie osoby jest tylko jedna łazienka. Nim jednak zdążyłem zrobić cokolwiek, drzwi otworzyły się i stanął w nich mój… chłopak… jedynie w bokserkach.
-Zrobisz mi miejsce kochanie?- Spytał i zrobił do mnie wielkie oczy. Ja szczęśliwy ,że dzisiaj sprawiłem sobie kąpiel z pianą, z westchnieniem posunąłem się robiąc mu miejsce. Zdjął majtki i roześmiał się gdy zamknąłem oczy, dosłownie wskoczył do wanny rozpryskując wodę dookoła.
-Chodź do mnie – Rozsunął uda zachęcająco. Zarumieniłem się ale przysunąłem czując się wyjątkowo niezręcznie. – Umyć ci plecki?
Nie czekając na moją odpowiedź chwycił żel pod prysznic , i wylał sporą zawartość na swoje dłonie.
Wzdrygnąłem się czując nieprzyjemnie chłodny płyn ale po chwili westchnąłem błogo gdy zaczął mnie masować. Palcami rysował wzorki, ugniatał ramiona a nosem drażnił kark. Objął mnie i zaczął namydlać mój brzuch gładząc go. Przymknąłem czy i położyłem głowę na jego ramieniu.
Za takie chwile mógłbym oddać wszystko co posiadam.
Poczułem jakby nie istniało nic… nic poza jego dłońmi… ustami… ciałem…
Po prostu tylko Matt.
Bo tak naprawdę mam tylko jego, nikogo więcej.
Moi rodzice zginęli gdy byłem brzdącem.
***
-Mamo! Ale ja chcę zabawkę… kup mi zabawkę! – Powtarzał naburmuszony chłopiec już od dobrej godziny.
Był wieczór. W kuchni znajdowała się szczęśliwa rodzina, piękna blond włosa kobieta, jej mąż przystojny brunet, a na białym dywanie cztero letni chłopiec robił do nich miny.
-Kochanie, nie mamy pieniędzy. Tatuś dostanie wypłatę to kupię ci tego misia dobrze?- Powiedziała łagodnie kobieta gładząc swego jedyne syna po głowie.
-Chcę teraz! Proszę mamo proszę! – W oczach dziecka pojawiły się łzy, nie było to nic innego jak tylko sprawdzony sposób by dostał to czego chciał.
Blondynka westchnęła i uśmiechnęła się.
-Kochanie myślisz ,ze znajdzie się gdzieś trochę oszczędności na tego czerwonego misia?- Spytała męża z uśmiechem. On jedynie uśmiechnął się, od początku wiedząc ,że ich mały szantażysta wygra bitwę o pluszaka w goglach. Wyjął portfel i wyciągnął z niego banknot . Podał go żonie i oznajmił ,że on pójdzie z kobietą po misia a mały zostanie z babcią.
I tak też się stało. Starsza siwowłosa kobieta, o dobrej twarzy przyszła półgodziny później i z uśmiechem oznajmiła ,że z małego Mihaela wyrośnie niezły szantażysta. Małżeństwo wyszło z domu.
Mihael nie spodziewał się ,że już więcej ich nie zobaczy.
Nie wiedział ,że w sklepie z zabawkami dojdzie do napadu.
Nie przewidział tego ,że ojciec osłoni matkę własnym ciałem, by chwilę potem dostać kulkę w serce.
Nie pomyślał nawet o tym ,że matka w przypływie żalu chwyci czerwonego misia i będzie próbowała uciec.
Nie przyszło mu do głowy, że mężczyzna w kominiarce z zimną krwią chwyci kobietę za szyję i udusi.
Nie mógł zrozumieć dlaczego to się wydarzyło.
Wiedział tylko ,że to jego wina.
Bo z całego serca pragnął mieć pluszowego misia.
Przez dwa lata mieszkał u dziadków, był niczym trup. Potrafił siedzieć godzinami patrząc się w sufit. Potrafił całymi dniami czytać książki. Ponieważ tylko jego wyobraźnia i świat fikcji trzymał go przy życiu. Mihael kochał czytać o szczęśliwych rodzinach, o ludziach którzy zawsze w końcu byli szczęśliwy, o miłości, przyjaźni, zaufaniu , smutkach i radościach. Kochał to tak bardzo bo wiedział ,żę tylko tak zazna tych uczuć. Bo nie było osoby która mogłaby mu to dać.
Tak szaleństwo na punkcie książek, zmieniło się w maniakalną naukę. Uczył się dla rodziców, tylko dla nich. Jako pięciolatek przerobił materiał szkoły gimnazjalnej.
Babcia zawsze mu powtarzała ,że jest z niego dumna i jego rodzice też.
On wtedy patrząc na nią zimno mówił:
-Rodzice nie żyją, nie mogą być dumni.
-Uwierz mi Mihaelu, są w niebie i patrzą na ciebie z góry. Kochają cię , a Bóg ma ich w swojej opiece- Powtarzała zawsze z anielską cierpliwością. Aż w końcu chłopiec nie wytrzymał.
-Jesteś głupia! Głupia i naiwna jeśli myślisz ,że po śmierci coś jest! Jest pustka i nic więcej! A wiesz dlaczego? Bo Boga nie ma.- Stwierdził dobitnie i wyminął babcię wracając do czytania.
W ciągu tych dwóch lat mały zapamiętał tylko jedną chwilę. Gdy dziadek wracał z pracy, ponieważ nie był taki stary, kupił melony 3 czy 4. I dał mi je mówiąc o tym jakie te owoce są smaczne.
Spojrzał się w tedy na niego z kpiącym wyrazem twarzy ale zjadł owoc. I wyjątkowo mu posmakował.
Potem codziennie gdy dziadek wracał z pracy przynosił swemu wnuczkowi melona.
Stało się to rutyną.
Aż dziadkowie zaczęli nazywać go Mello.
Niestety pół roku później babcia ciężko zachorowała na cholerę.
Okazało się ,że na straganie gdzie dziadek kupował owoce , cała żywność była skażona.
Po babci zachorował dziadek.
Nikt nie wie dlaczego Mello , mimo ogromnej ilości pochłoniętych owoców i bliskości z rodziną nie zachorował.
Niedługo później obydwoje zmarli. Nie było dla nich ratunku.
Mello został sam.
Po kilku tygodniach które spędził w domu dziecka, o dość niskim standardzie , pojawił się mężczyzna.
starszy koło pięćdziesiątki a z nim chłopak, o czarnych włosach lekko zgarbiony. Miał około dwunastu lat. Watari jak się później dowiedział , był dyrektorem i założycielem sierocińca Wammys House. Mieszkały tam sieroty o wybitnym poziomie inteligencji , są szkoleni do zawodu detektywów, adwokatów czy chirurgów.
Mihael uznał ,że nie może być gorzej niż tutaj więc zgodził się.
Zdziwiło go jednak to ,że wszelkie informację o nim zostaną wymazane, a on nie powinien już nigdy używać swojego imienia. Kazali wymyślić mu swój pseudonim.
Powiedział „Mello”
W sierocińcu dowiedział się ,że pokój będzie dzielił z jeszcze jednym chłopakiem.
Matt rude włosy , prawie ,że czerwone a na oczach miał gogle. Z kieszeni wystawała mu konsola do gry.
Gdy go zobaczyłem coś chwyciło mnie za serce.
Tak bardzo przypominał nieszczęśliwego misia.
***
Ze smutnych wspomnień wyrwał mnie pocałunek w skroń.
-Zamyśliłeś się kochanie… coś się stało?- Spytał zmartwionym głosem widząc moje załzawione oczy.
-Po prostu… to wszystko moja wina. Czasami myślę, że gdybym się nie urodził to wszystkim byłoby lepiej. Moi rodzice by żyli… tak samo dziadkowie. Moja wina- Powtórzyłem jak echo.
Matt przytulił mnie mocno do siebie.
-Zrobiłbyś mi to? Zostawiłbyś mnie i to wszystko co nas łączy? Kurwa Mello! Czasu nie cofniesz, bądź szczęśliwy! Zadręczałeś się tym przez całe życie. Pora zapomnieć nie uważasz?- Westchnął zrezygnowany. Ile razy słyszałem ten tekst?
-Masz rację… mój czerwony misiu- Wyszeptałem i wpiłem się w jego wargi. Oddał pocałunek równie mocno i… całowaliśmy się.
Tylko i wyłącznie.
Złe myśli uleciały z mojej głowy. Liczyły się tylko jego gorące wargi.
-Ekhmm… woda zimna- Powiedziałem w pewnym momencie, czując jak nieprzyjemne dreszcze chodzą mi po plecach.
-To może ją rozgrzejemy?- Spytał z chytrym uśmieszkiem i zsunął dłoń na moje podbrzusze.
-M-matt przestań- Krzyknąłem ale jakby na zaprzeczenie moich słów mój penis lekko się uniósł.
-Temu tutaj się podoba – Zachichotał Matty ale ku mojemu zdziwieniu odsunął się ode mnie i wyszedł z wanny.
-Eeee… Matt?
-No co… nie chciałeś- Powiedział patrząc na mnie wyzywająco. Prychnąłem tylko i z uniesioną głową (I nie tylko, ale to przemilczę…) wylazłem niezdarnie z wody. Przypominając sobie o tak istotnym szczególe jak to ,że jestem nagi pisnąłem i chwyciłem za ręcznik.
Wyszedłem z łazienki czerwony a za mną rozległ się głośny śmiech chłopaka.
Wciągnąłem jakieś czarne bokserki i usiadłem na łóżku chwytając książkę chemii zaawansowanej.
-Nie gadaj ,że będziesz teraz się uczył- Parsknął z rozbawieniem , ale sam wyciągnął swoje PsP.
-Ja cię nie rozumiem… masz cholernie dobre oceny, ale zobaczenie cię z książką graniczy z cudem. – Rzuciłem w jego stronę, patrząc na nie kończące się pierwiastki chemiczne.
-Wszystko co potrzebne mam w głowie, po prostu nigdy nie było okazji żeby ci powiedzieć. Mam fotograficzną pamięć, i gdy spojrzę na stronę książki całą ją zapamiętuję. Dlatego czytanie i ślęczenie nad tymi opasłymi tomami jest zbędne- Wzruszył ramionami- Zresztą.. jak inaczej zapamiętałbym wszystkie kody w grze!?
Pokręciłem głową z dezaprobatą. Usłyszałem dźwięk odkładanej konsoli i poczułem jak chłopak obejmuje mnie czule.
-Kocham cię… - Usłyszałem cichy szept , a jego ciepły oddech otulił moje ucho.
-Matt…. A powiesz mi… czym dla ciebie jest miłość? Co to znaczy kogoś kochać…
-Robaczku… - Pogłaskał mnie delikatnie po głowie. – Kochać kogoś to znaczy widzieć cud niewidoczny dla innych. Zrób miejsce na miłość kochanie.
-Matt….
-Tak bardzo cię kocham… Mihael- Powtórzył i chwycił moją twarz w dłonie.
Spojrzałem w jego oczy i wpiłem się w jego wargi.
-Ja ciebie też Matty… Ja ciebie też…
I żyli razem długo i szczęśliwie.
Na złość złemu losowi który tak zakpił sobie z blondyna.
***
Dwoje mężczyzn.
Trzymających się za ręce.
W tle zachodzące słońce.
Byli szczęśliwi, bo kochać umieli.
I tak szli ramię w ramię na przekór wszystkim.
Cieszyli się radością a nawet smutkami.
Bo przeżyli to razem.
Chodź wiedzieli ,że kiedyś trzeba będzie się rozstać .
Nie rozmawiali o tym.
Przyszłość jest daleka.
Postanowili żyć tak jakby ich miłości nie było końca.
"Jest taka miłość , która nie umiera… chodź zakochani odejdą od siebie."
I to uczucie które połączyło dwóch chłopaków.
Połączyło nicią nierozerwalną .
Miłość jak narkotyk.
I mimo wszystko … są i będą razem.
Dlaczego?
Bo to ja układam im życie… I to ja zadecyduję kiedy ich szczęście się skończy.
Pytacie się co to miłość?
Nie istnieje definicja miłości.
W skrócie… kochać to znaczy być światłem i ciepłem dla drugiego człowieka.
I tymi słowami kończę rozmyślania.
The End :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)